Tytuł: Dzień, w którym Cię poznałam
Autor: Magdalena Majcher
Wydawnictwo: Pascal
Ilość stron: 400
Ocena: 10/10
Maja ma pracę, za którą nie przepada, i męża, którego nawet nie lubi. Ma też marzenia i za mało odwagi, aby je spełniać. Kiedy jednak wygrywa w konkursie na najciekawszy pomysł na reportaż, a wydawnictwo wiąże duże nadzieje z jej książką, łapie wiatr w żagle i zaczyna wierzyć w to, że chcieć to móc. Wyjeżdża na kilka tygodni do Gdańska, gdzie zbiera materiały do książki, nie spodziewając się, że ten wyjazd odmieni całe jej życie.
"Właściwie od zawsze mnie to nurtowało, czy mamy prawo rezygnować z miłości, która nam się przytrafia, bo okoliczności nie takie, bo czas niewłaściwy, bo miejsce nieodpowiednie."
"Dzień, w którym cię poznałam" to książka nieoczywista. Nieoczywista z tego względu, iż można by się spodziewać historii typowo świątecznej, radosnej. Tu jest zupełnie przeciwnie. To smutna, przejmująca opowieść, która łączy czasy z II wojny światowej ze współczesnością. Magdalena Majcher potrafi tak wszystko ze sobą zgrać, że wychodzi coś, co nie tylko dostarcza ogrom emocji, ale przede wszystkim skłania do wielu refleksji i przemyśleń.
Muszę szczerze przyznać, iż początkowo wydawało mi się, że nie polubię się z główną bohaterką Mają. No bo jak to, przecież zdradziła męża! Z jednej strony potępiałam zachowanie Majki, a z drugiej... no właśnie, czy zawsze warto tkwić w małżeństwie, kiedy nie kochamy prawdziwie? Nie czujemy się w pełni szczęśliwi, zrozumiani przez partnera? Ale gdy poznawałam ją lepiej, moja sympatia do jej osoby wzrastała, by w końcowych scenach pokochać ją całym sercem. Jej kreacja wypada wiarygodnie, towarzyszymy jej w działaniach, przemyśleniach, rozterkach.
"Kiedyś myślałam, że zdradzają ludzie źli. Dzisiaj już wiem, że zdradzają ci, którym brakuje miłości."
Z kolei Mariusz, jej mąż to zupełne przeciwieństwo Majki. Nie bardzo przejawiający zainteresowania i pasje małżonki, nie wierzący, że może odnieść jakiś zawodowy sukces. Jest jeszcze ten drugi. Niezwykle tajemniczy, nienarzucający się, zachowawczy Bartosz. Z miejsca zdobył moją sympatię.
Podczas lektury nasuwa się mnóstwo pytań. Czy powinniśmy rezygnować z miłości, która pojawia się tak nagle, w nieodpowiednim miejscu i czasie? Warto tu zadać sobie pytanie: czy na miłość zawsze jest odpowiednia pora? No właśnie. Ona nie wybiera, jest lub nie. To, co z nią zrobimy, to już tylko od nas zależy. A co z obietnicami, jakie złożyliśmy drugiej osobie? Czy mamy prawo do egoizmu, odejść od małżonka? Co gorsze: odejść czy zostać bez miłości?
"Nawet kiedy dawałam z siebie dwieście procent, to było za mało. Za mało się angażowałam, za mało robiłam, za mało chciałam, za mało kochałam… Cóż, z tym ostatnim mogłam się zgodzić, ale nie potrafiłam się zmusić do miłości. Moim największym błędem było to, że w ogóle wyszłam za Mariusza, zdając sobie sprawę, że do siebie nie pasujemy, bo pochodzimy z dwóch różnych bajek. Ale przecież odpokutowałam. Starałam się, jak mogłam, żeby było normalnie, sama sobie tę miłość wmawiałam. Doszłam jednak wreszcie do momentu, w którym uświadomiłam sobie, że to małżeństwo było zawarte ze zwykłego strachu przed samotnością, z poczucia, że przyszedł czas, aby ułożyć sobie życie, bo nic lepszego mi się nie przytrafi. Płaciłam za tę pomyłkę wysoką cenę teraz, kiedy okazało się, że coś lepszego mogłoby się wydarzyć, ale ja nie potrafiłam cierpliwie na to poczekać".
Obok wątku uczuciowego, równorzędnym jest historyczny, a mianowicie czasy "Solidarności". Tu nasza bohaterka będzie zbierać informacje o ludziach zaangażowanych w działalność opozycyjną. Jaki wpływ miała na ich życie codzienne i jaką lekcję z tego wynieśli? Ale kobieta wysłucha również opowieści o miłości, która wcale aż tak bardzo nie różni się od jej własnej. Tak jak i Maja, tak i my uświadamiamy sobie, że podświadomie powtarzamy schematy życia poprzednich pokoleń. Choć byśmy się tego wypierali, to i tak w naszych żyłach płyną ich lęki, pragnienia i niepewność.
Autorka po raz pierwszy postawiła na narrację pierwszoosobową. Osobiście lubię taką formę, gdyż zawsze głębiej wchodzę w czucia i myśli bohaterów. Tu to zagrało. Zresztą nie wyobrażam sobie, abym tę historię poznawała w innej formie. To już nie byłoby to samo.
Z książki bije niezwykła wrażliwość. Myślę że złożyło się na to wiele elementów, jak chociażby wspomniana przeze mnie wyżej narracja, ale i niełatwa tematyka. W tej książce nic nie jest takim, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje. Czytając towarzyszyły mi sprzeczne emocje, uczucia i myśli. Finał zaś jest taki, po którym na pewno jeszcze długo ta powieść będzie gościć w mojej głowie.
"Dzień, w którym cię poznałam" to niezwykle poruszająca i emocjonalna powieść o uczuciu, które pojawia się w najmniej odpowiednim momencie życia. To książka o niepewności jutra, dylematach natury moralnej, przewartościowaniu życia, walce o siebie i swoje marzenia. Polecam gorąco! Dajcie się poznać nowej, a jednak tej samej Magdalenie Majcher!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Autorce i Wydawnictwu Pascal
Magdalena Majcher jest jedną z moich ulubionych polskich pisarek, więc nie mogłabym nie przeczytać Jej książki. 😊
OdpowiedzUsuńMyślę że tym razem będziesz zaskoczona tą książką 😉
UsuńWspaniała lektura, która również przypadła mi do gustu, zresztą... jak większość książki Magdaleny. Nie pozostaje mi nic innego, jak podpisać się pod Twoją pozytywną recenzją :)
OdpowiedzUsuńDziękuję 😊 Książki autorki nie są o byle czym, a o realnych problemach, które dotyczą każdego z nas, zwłaszcza kobiet.
UsuńNiestety ale jakoś nie czytam książek świątecznych jakoś mnie one nie przekonują :D
OdpowiedzUsuńNASZ BLOG
To mogę Cię uspokoić, bo to w zasadzie nie jest świąteczna książka, więc śmiało czytaj 😉
Usuńnie czytałam nic tejże autorki póki co:)
OdpowiedzUsuńWarto nadrobić 😊
UsuńMam w planach zapoznać się z tą autorką :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej polecam! 🤗
UsuńLubię powieści tej autorki. Tę powieść zostawiam sobie na święta. Już zakupiona.
OdpowiedzUsuń