czwartek, 29 grudnia 2016

Ekspozycja - Remigiusz Mróz


Ekspozycja
Cykl: Trylogia z komisarzem Forstem (tom 1)
Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 480
Ocena: 10/10

Nota wydawcy:
Termin "ekspozycja" ma przynajmniej pięć znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy.
Pewnego ranka turyści odkrywają na Giewoncie makabryczny widok – na ramionach krzyża powieszono nagiego mężczyznę. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zostawił żadnych śladów.
Sprawę prowadzi niecieszący się dobrą opinią komisarz Wiktor Forst. Zanim tamtego ranka stanął na Giewoncie, wydawało mu się, że widział w życiu wszystko. Tropy, jakie odkryje wraz z dziennikarką Olgą Szrebską, doprowadzą go do dawno zapomnianych tajemnic… Winy z przeszłości nie dadzą o sobie zapomnieć. Okrutne zbrodnie muszą zostać odkupione.

Moje wrażenia:

Przyszedł ten czas, że musiałam poznać twórczość Remigiusza Mroza, o którym od dłuższego czasu jest tak głośno. A co z tego wynikło? Po prostu pan Mróz zmroził mnie! Przepadłam i pragnę poznać inne jego książki, i oczywiście dalsze losy komisarza Forsta. Ale po kolei.

W "Ekspozycji" dzieje się naprawdę dużo. Tak dużo, że czasami trudno nadążyć, ale to wszystko na plus, bo o to właśnie chodzi w tego typu literaturze. Akcja ma pędzić i co chwilę zaskakiwać czytelnika czymś nowym. Nic tu nie jest tym, czym się wydaje. Autor tak zgrabnie zapętlił wątki, co chwilę podsuwał kolejne intrygi, zwodził, że trudno było mi przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów.

Bardzo podobał mi się tajemniczy wątek religijny - zwoje z Qumran, Synowie Światłości, Synowie Mroku, Apokalipsa, oraz starożytne monety, które morderca zostawia w ciałach swoich kolejnych ofiar, których przybywa, a tropy nadal nigdzie nie prowadzą. Ciekawy był także wątek historyczny - rzeź na Wołyniu.

"- Forst!
- Spokojnie, panie inspektorze.
- Co spokojnie? - uniósł się Osica. - Wyciągaj łapę z gęby umarlaka!
Komisarz wykonał polecenie, choć zabrał trofeum.(...)
- Co... - zaczął dowódca. - Co to jest?
- Krzyk, panie inspektorze."

Z wielkim zaciekawieniem śledziłam błyskotliwe opisy i świetne, rozbudowane dialogi. Zakończenie wprawiło mnie w zdumienie i zaciekawieni, co będzie dalej? Co z Forstem, co z Bestią z Giewontu?

Bohaterowie zostali nakreśleni wiarygodnie, ciekawie. Wzbudzali we mnie szereg różnorodnych emocji. Wiktor Forst to człowiek niemal niezniszczalny, który za prawdę gotów jest poświęcić wszystko. Intrygujący, pewny siebie, nieco seksistowski, płonące ognisko gasi zawsze, tyle że nie swoje ego, z tym ma problem. Ale i tak w ostatecznym rozrachunku go lubię. Natomiast Olga Szrebska to dziennikarka, kobieta konkretna, inteligentna, odważna, z ciętym językiem. Oboje stanowią wybuchową mieszankę, gdzie wspólnie pracując, łamią wszelkie możliwe zasady.

"Gasić obecne pożary, potem przejmować się tymi, które dopiero wybuchną."

Nie zabrakło inteligentnego, na poziomie humoru, który sprawia że chce się jeszcze więcej.

To powieść zaskakująca, mocna, pełna intryg, symboli, odnosząca się do ważnych faktów historycznych. Bardzo spodobały mi się te mroźne klimaty w wykonaniu Mroza. Nieźle pograł sobie ze mną autor. Gorąco, a raczej mroźno polecam!    


poniedziałek, 26 grudnia 2016

Nic oprócz milczenia - Magdalena Knedler


Nic oprócz milczenia
Cykl: Komisarz Anna Lindholm (tom 2)
Magdalena Knedler
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 656
Ocena: 10/10

Nota wydawcy: 
Komisarz Anna Lindholm wyjeżdża do Włoch, porzucając bliskich. Chce skryć się przed światem wśród wąskich uliczek i kanałów Wenecji. Jednak nie tylko wspomnienia nie pozwalają jej odpocząć…

W dniu rozpoczęcia karnawału Anna znajduje ciało tajemniczego gondoliera. Jego strój i maska wyraźnie nie pasują do siebie… Czyżby morderca chciał w ten sposób coś przekazać? W Annie odzywa się policyjny instynkt, który wplątuje ją w śledztwo prowadzone przez pociągającego comissario, Antonia Vallego. Szybko okazuje się, że sprawa dotyczy więcej niż jednej zbrodni, a uwikłani są w nią członkowie potężnych i zamożnych weneckich rodzin….

Sięgnij po epicką trylogię Magdaleny Knedler i wybierz się w podróż przez Europę z kryminalnymi zagadkami komisarz Anny Lindholm.


Moje wrażenia:


Tym razem Magdalena Knedler z zimnej Szwecji zabrała mnie w podróż do ciepłych przepięknych i malowniczych Włoch, a ściślej mówiąc do karnawałowej Wenecji. Och, jak ja bym chciała naprawdę się tam znaleźć. Choć muszę przyznać, że dzięki barwnym, rozbudowanym opisom miałam wrażenie, że rzeczywiście przechadzam się tymi wąskimi uliczkami, czuję wilgoć kamieni, zapach ziół... To niesamowicie działa na wyobraźnię. Ale tu trzeba powiedzieć, że to miasto niszczeje, wiele kamieniczek popada w ruinę. Dodatkowo zdarzają się coraz częstsze powodzie, a samo miasto wyludnia się. A przecież to właśnie ludzie są jego kwintesencją. Wenecja widziana oczami autorki ma dwa oblicza - z jednej jest pełne klimatu, romantyzmu, a z drugiej, gdy zajrzymy od jego podwórza, jest świetnym miejscem do osadzenia akcji kryminalnej.    

Po tragicznych wydarzeniach jakie rozegrały się w "Nic oprócz strachu”, Anna Lindholm uciekła. Uciekła do Wenecji, od wspomnień, uczuć, przyjaciela, ukochanego, domu, pracy. Miasto to miało być dla niej miejscem, w którym się pozbiera, nabierze dystansu do wszystkiego co się wydarzyło oraz zrozumie własne uczucia. Czy wyjeżdżając postąpiła właściwie? Jak to często w życiu bywa, wszystkiego nie da się zaplanować. Zatrzymuje się u nowo poznanej antykwariuszki Lucrezii. W wyniku przypadkowego zbiegu okoliczności, Anna odkrywa ciało chłopaka przebranego za gondoliera i tym samym wplątuje się w poważną sprawę kryminalną. Mimo iż miała się od tego wszystkiego odciąć, nagle zapragnęła wziąć udział w śledztwie, szukać śladów i rozwikłać zagadkę morderstwa. Czy Lindholm zdążyła już stęsknić się za pracą w policji? A może sprawił to prowadzący śledztwo intrygujący comissario Antonio Vallego? Jedno jest pewne. Na nudę nie będzie narzekała, tak samo, jak i czytelnik.

"Kim była Anna? Dopiero tutaj właśnie uznała, że nie wie. Kiedy wyrwała się z kontekstu, odseparowała od przestrzeni, która ją definiowała, i od ludzi, z którymi łączyły ją bliskie relacje. Tutaj była nikim."

Z przyjemnością śledziłam rozwijającą się niespiesznie relację Anny i Antonia. W Annie zachodzi zmiana, co prawda nie radykalna, ale zawsze. Stanęła mocno na nogi, z większym dystansem spogląda na ludzi i przeszłość. Wydaje się być bardziej zadaniowa, mniej koncentrująca się na wewnętrznych rozterkach i roztrząsaniu swoich stanów emocjonalnych. To Valli ma w tym swoją zasługę. Ma on w sobie wiele fajnych cech, za które od razu zdobył moją sympatię. Tu w zasadzie każdy z bohaterów coś ukrywa, można by powiedzieć ze przywdziewa maski (niekoniecznie karnawałowe), za którymi skrywa prawdziwe oblicze, uczucia i intencje. W tym miejscu muszę wspomnieć o zachwycającym motywie „milczenia”, ściśle związanego z morettą. 

"Pozory niewinności mają niekiedy tyle wspólnego z rzeczywistym charakterem człowieka, co weneckie maski z jego prawdziwą twarzą."

Autorka kluczy, myli tropy, zwodzi nas na manowce. Dokłada mnóstwo wątków, bohaterów, że trzeba być uważnym podczas czytania, aby za tym wszystkim nadążyć i się nie pogubić. Ale ja to uwielbiam! Bardzo podobało mi się to, że ponownie otrzymałam zagmatwaną intrygę, której poszczególne elementy układanki wskakują dopiero na końcu. Ciekawym wątkiem było wyjście na jaw pewnych okoliczności, które powiążą morderstwa z wydarzeniami z czasów II wojny światowej. Sporym plusem powieści są subtelne literackie, muzyczne oraz filmowe odniesienia.

Wszystko w tej powieści jest wyważone. Zarówno wątek kryminalny, jak i tło obyczajowe są tak samo ważne. Dialogi wypadły dynamicznie, błyskotliwie, z przebijającym się gdzieniegdzie nieoczywistym humorem. Jestem bardzo ciekawa czym zaskoczy mnie autorka w finałowym tomie. 

"Nic oprócz milczenia" to kryminał, który można porównać do koronkowej roboty weneckiego jubilera. Mnóstwo detali, szczegółów i szczególików, które tylko czekają, aby je poskładać. Jest bardziej wymagającą lekturą niż jej poprzedniczka, ale i jeszcze lepszą. Podobno Wenecja wymiera, ale dzięki powieści pani Magdy - żyje. Jeśli jesteście ciekawi, co kryje się między uliczkami i kanałami Wenecji - sięgnijcie śmiało po tę książkę. 





Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Autorce i Wydawnictwu Czwarta Strona


czwartek, 22 grudnia 2016

Kółko się zakochuje - Zyta Kowalska


Kółko się zakochuje
Zyta Kowalska
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 280
Ocena: 8/10

Nota wydawcy:
Jakie są dziewczyny żyjące w kraju, w którym Paweł Deląg uchodzi za najprzystojniejszego Polaka?

Poznajcie Kółko: oto Czikita, zwana w pewnych kręgach Bonitą, romansująca z niewysokim, ale jurnym Latynosem. Ruda – łamaczka męskich serc i inicjatorka romantycznych porywów wewnątrz Kółka. Madzia, która w poszukiwaniu Idealnego Mężczyzny wyprawia się aż za ocean. Pola - wieczna doktorantka i dziewica. Ania, nieszczęśliwa narzeczona zabójczo ufryzowanego Kuby. I Zyta, Siostra Przełożona Kółka, rozdarta uczuciowo między członkiem Mensy a fanem motoryzacji.

Kółko odważnie zgłębia meandry męskiej filozofii życia, potyka się na zbyt wielu nieudanych związkach, staje w szranki na szybkich randkach i portalach, wybiera się nawet do wróżki, by na koniec zrozumieć, że nie ma facetów idealnych... Udaje się za to wyjaśnić raz na zawsze: czego pragnie kobieta, jak być piękną i o czym rozmawiają przyjaciółki.


Moje wrażenia:

Poznajemy Kółko, w skład którego wchodzi sześć zwariowanych kobiet. Czikita - humorzasta Siostra, wiecznie niezdecydowana, w okresie zakochania zwana Bonitą. Wdaje się w romans z rozwiedzionym Latynosem, ojcem dwójki dzieci. Ruda - łamaczka męskich serc i romantycznych porywów wewnątrz Kółka, najbardziej szalona z sióstr. Madzia - zakochuje się w mężczyźnie, który okazuje się być kobietą. W poszukiwaniu Idealnego Mężczyzny wyrusza za Ocean. Pola - wieczna doktorantka i dziewica, która czeka na na miłość swojego życia, ponieważ żaden facet nie umie jej zadowolić. Ania - nieszczęśliwa narzeczona, która podejrzewa ze Kuba ją zdradza. Zyta - Siostra Przełożona Kółka, a zarazem narratorka książki, która nie potrafi zdecydować się czy chce być z członkiem Mensy czy z fanem motoryzacji. 

Na początku trudno było mi "wgryźć" się w tę książkę. Działo się to za sprawą natłoku informacji, jakie serwuje nam na wstępie autorka. Poznajemy wszystkie bohaterki na raz, co może wprowadzać lekki chaos. Ale to dość szybko mija i dalej czyta się naprawdę przyjemnie. Tytuł mocno mnie zmylił. Myślałam że będę miała do czynienia z książką dla młodzieży, a Kółko okaże się być nastolatką. Ale bardzo pozytywnie się rozczarowałam. Bowiem Kółko to grupa przyjaciółek w wieku 25 - 30 lat, które spotykają się, aby wspominać swoje nieudane związki, organizować spotkania, chodzić na szybkie randki zarówno w realu jak i poprzez portale randkowe. Przyjaźń - niby powtarzalny motyw, ale osobiście lubię takie książki. 


"Prawdziwe przyjaciółki rozmawiają tylko o sobie."


A co do samych bohaterek, to ich postaci okazały się bardzo ciekawe i intrygujące. Każda z nich jest inna, czego innego oczekuje od życia, a mimo to polubiłam je wszystkie i w zasadzie w każdej z nich odnalazłam cząstkę siebie. Czułam jakby były moimi kumpelami. Wraz z nimi przeżywałam ich wzloty i upadki, bawiłam się, plotkowałam, piłam herbatę czy lampkę dobrego wina. Ich cięte riposty i słowne przepychanki nie jeden raz wprawiły mnie w rozbawienie. Dziewczyny zastanawiają się czym tak naprawdę jest miłość, jaki jest mężczyzna idealny i czy taki w ogóle istnieje? Powiem Wam tylko tyle, że dochodzą do bardzo ciekawych i zaskakujących wniosków.


"Jest za to wyjaśnienie raz na zawsze; czego pragnie kobieta, jak być piękną i o czym rozmawiają przyjaciółki."


Język, styl, jakim posługuje się autorka jest przyjemny w odbiorze, dzięki czemu czyta się szybko i przyjemnie. Nic nie jest pisane na siłę. Dialogi są naturalne, jakby wyjęte wprost z naszych ust. Pomiędzy opisami a dialogami zachowana jest równowaga.

To książka, która może się wydawać jakich wiele. Niby zwyczajna, a jednak nie do końca. Opowiada co prawda o codziennych sprawach, które i w prawdziwym życiu się zdarzają, ale posiada drugie dno, które jeśli się postaramy to dostrzeżemy. Zyta Kowalska pokazuje czym jest prawdziwa przyjaźń. A wszystko to podaje z humorem, niejednokrotnie z czarnym, który aż kipi z tej powieści. Dodaje mnóstwo rad na wszystko. Podczas lektury bawiłam się wyśmienicie! A czy istnieje mężczyzna idealny? Odpowiedź otrzymacie wyruszając na jego poszukiwania z postrzelonymi dziewczynami z Kółka.         



Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Autorce 




poniedziałek, 19 grudnia 2016

Cicha przystań - Marta Mizuro


Cicha przystań
Marta Mizuro
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 416
Ocena: 6/10

Nota wydawcy:
Zuza, pracowniczka prokuratury zostaje wysłana na przymusowy urlop, który postanawia spędzić w Mokrowie, malowniczo położonej pojezierskiej miejscowość letniskowej.

Życie Zuzy nie układa się najlepiej, jest przepracowana, ma kłopoty z mężczyznami, nie może uwolnić się od toksycznej matki, a w dodatku pewna rzecz nie daje jej spokoju… Rok temu w tajemniczych okolicznościach nad mokrowskimi jeziorami zginęła jej przyjaciółka Baśka. Choć powiedziano jej, że Baśka utonęła, Zuza nie może w to uwierzyć, bo Baśka, była świetną pływaczką. Od momentu przyjazdu Zuzy do Mokrowa, zaczynają się dziać dziwne rzeczy, Zuza nabiera coraz większych podejrzeń, że za śmiercią przyjaciółki stoi jakiś mroczny sekret…


Moje wrażenia:

Pamiętacie "Miasteczko Twin Peaks" - mała miejscowość, zamknięta grupa bohaterów? Tu będziemy mieli do czynienia z podobnym motywem, ale nie jest to ten sam klimat, nie ta atmosfera, nie ma aż tylu emocji, odczuć. A szkoda, bo liczyłam na to, że dostanę coś, co równie mocno mną wstrząśnie.

Poznajemy Zuzannę Bylińską, która po tym jak zbyt emocjonalnie podeszła do prowadzonej przez siebie sprawy, wyjeżdża na przymusowy urlop do  Łagowa Lubuskiego. Pani prokurator jest energiczną, bystrą, szorstką, trochę cyniczną, trzeźwo myślącą osobą. Na początku było ciężko mi ją polubić, ale im więcej poznawałam faktów z jej życia, w jakiś sposób ją rozumiałam i wytworzyła się pomiędzy mną a bohaterką nić sympatii. 

Oprócz Zuzy równie ważną postacią jest Dorota, miejscowa dziewczyna, której życie to zamieniło się w piekło. Dawniej uchodziła za wiejską piękność, dziś jest bita i poniżana przez najbliższych. Uważa że tak to widocznie już musi być, że nic dobrego na nią nie czeka i nie stara się szukać pomocy. Kiedy jednak ucieka od męża, zastanawia się nad tym, jak oni wszyscy dadzą sobie bez niej radę. Wątek ten zahacza o syndrom sztokholmski i był naprawdę interesujący.   

Bohaterowie drugoplanowi są do przyjęcia, oprócz mordercy, którego zachowanie nie współgra z motywami działania, jakimi zwykle kieruje się potencjalny zabójca. Natomiast pojawiające się postaci w "tle" niczym szczególnym się nie wyróżniają. Są niedopracowani, wydawać by się mogło, że autorka nie miała na nich pomysłu. 

Na początku jest ciężko, męcząco, pojawia się wiele wulgaryzmów. Ja sporo czytając zdążyłam już przywyknąć do takiego języka, ale moim zdaniem co za dużo to niezdrowo. Ale co ciekawe, w połowie książki przekleństwa nagle się urywają. Trochę to dziwne i niezrozumiałe, jakaś niekonsekwencja autorki, przemiana głównej bohaterki? Czy tak szybko można się zmienić?

Coś mnie w tej książce "uwierało". Sama nie wiem co. Brak napięcia, tak niezbędnego w kryminałach? A akcja? Akcja rozgrywa się leniwie, choć w drugiej połowie przyspiesza (wiele istotnych faktów wychodzi na jaw), to jednak jak na taki gatunek oczekiwałam czegoś więcej. Zakończenie napisane z dużym rozmachem, nijak ma się do tempa książki.

"Tylko dlaczego, skoro się na niej poznali, już dawno nie wywieźli na wozie z gnojem jak tamtej Jagny. Tłumaczenie, że to nie po chrześcijańsku skompromitowało się już paręnaście wieków temu."

A teraz plusy. Autorka ciekawie przedstawiła miejsce akcji - Łagów w województwie lubuskim - polską prowincję, z jej przywarami, gdzie obserwujemy plotki, machlojki, układy i układziki, lokalne osobistości, miejscowe rozrywki, sympatię i gościnność. Książka jest ładnie wydana, w twardej oprawie, tajemnicza okładka przyciąga.   

Jeśli po "Cichej przystani" oczekujecie solidnego kryminału - niestety tego nie otrzymacie. Ale jeśli liczycie na rozrywkę - tu możecie ją dostać, bo humoru w tej książce nie brak.



piątek, 16 grudnia 2016

Niebieskie sandały - Wanda Szymanowska


Niebieskie sandały
Wanda Szymanowska
Wydawnictwo: Białe Pióro
Liczba stron: 129
Ocena: 8/10

Nota wydawcy:
Tośka jest bombowa! daje czadu na maxa, sporo starsza ode mnie, ale pewno energii i powera do życia miałaby za mnie dwie, życiowa, normalna i do bólu ludzka... W sandałkach pokazuje inną twarz tamtej, egipskiej kultury i tylko czekam, aż nałoży kolejną parę bucików! odniosę się jeszcze od razu, jeden post pisząc do Lardżelki, niejedno do mojego tłustego zadka wzięłam i pomogło! Kobietki górą, jesteśmy wszystkie Paniami swego Życia.


Moje wrażenia:


Z prozą pani Wandy Szymanowskiej po raz pierwszy spotkałam się, czytając "Lardżelkę”, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Nie inaczej jest z "Niebieskimi sandałami", które to stanowią kontynuację "Zielonych kaloszy". Pierwszej części przygód głównej bohaterki nie czytałam, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w odbiorze całości.  
Antonina, kobieta około pięćdziesiątki, chcąc ułożyć sobie życie na nowo, wyjeżdża do Egiptu. Tam z miejsca "kradnie" serca tamtejszym mężczyznom, co przysporzy wiele zabawnych sytuacji. Tośka poszukuje szczęścia, radości z życia. Tam pozna pewnego Egipcjanina... Ale czy różnice jakie dzielą nasze kultury da szansę nowej miłości? Pojawiający się wątek romansowy nie zdominował powieści, ale wprowadził element przyjemnej niepewności.

"Egipscy mężczyźni „czyhają” na Europejki. Są czarujący, szarmanccy, nadskakujący i potrafią zauważyć to, czego żaden zimny Europejczyk nie widzi: bluzkę, fryzurę, kolor lakieru na paznokciach. Prawią komplementy, patrzą głęboko w oczy. Nic dziwnego, że niejedna kobieta, nawet mocno stojąca na swych „europejskich” nogach, padła jak kawka. Hm, padają nawet te, którym z racji wieku gospodarka hormonalna organizmu już dawno była upośledzona. Niestosowna różnica wieku na niekorzyść kobiety jest im zupełnie obojętna. Nie ma znaczenia, że on ma dopiero dwadzieścia parę lat, a ona około pięćdziesiątki. Młodzi europejscy mężczyźni nie adorują pań w tym wieku, toteż one „tam” przyjmują zaloty z wdzięcznością, mimo że początkowo są oporne i nieufne. Odwzajemniają się zaproszeniem na kolację, bo przeciętni Egipcjanie nie jadają takich dań, jakie są w restauracjach, kilkoma dolarami na papierosy, bo jeden dolar jest dla nich bezcenny, upominkami, jak dżinsy, buty, telefon, laptop."

Autorka niezwykle dokładnie i szczegółowo pokazała zderzenie dwóch zupełnie odmiennych kultur, z ich problemami, radościami, smutkami, codziennymi sprawami, kulinariami, religią czy specyficznym traktowaniem płci przeciwnej. A jakby tego było mało, miałam wrażenie, że widzę piaszczyste plaże, lazur morza... Bardzo spodobała mi się postawa Antoniny, podziwiam jej odwagę. Nie chciała bowiem być uległa i godzić się na dominację mężczyzn. Na ulicach czuła się nieustannie obserwowana i oceniana. Jednakże mimo panujących tamtejszych islamskich zasad, gdzie to mężczyźni mają najwięcej praw, wychodziła na samotne spacery oraz spotykała się z nowymi znajomymi. Również nie dałabym narzucić sobie zdania, bo czuję się osobą wolną i nie zniosłabym ograniczania mojej wolności w jakiejkolwiek formie.

Ale oprócz Antoniny, poznajemy także poruszające historie Fatmy - kobiety z Egiptu, ale mieszkającej w Kanadzie oraz Ewy - Polki, która poślubiła Egipcjanina i zamieszkała w jego kraju. Mamy również dwóch mężczyzn - Ahmeda i Aymana. Ahmed jest mężczyzną pewnym siebie, urokliwym, z łatwością rozkochującym w sobie kobiety. Natomiast Ayman jest cichy, spokojny, niepozorny, ale w tej jego tajemniczości skrywa się wielkie wyrachowanie, elegancja i delikatność. Obaj zdecydowanie potrafią namieszać w głowie i sercu.

Książka napisana jest prostym, plastycznym, nieco ironicznym, przyjemnym językiem, z krótkimi, trafnymi zdaniami. Styl jest bardzo swobodny, niewymuszony. To wszystko sprawia, że przez lekturę mknie się w zatrważającym tempie.

Autorka pokazała, że kobieta po przejściach ma szansę na szczęście i nową miłość. Że nic się nie kończy, a wiele może się w naszym życiu jeszcze wydarzyć. Tak jak Tośka wystarczy wziąć ster we własne ręce i uwierzyć w siebie, siłę kobiecości. Polecam każdemu miłośnikowi kultury orientu, piaszczystych plaż, szumu morza oraz każdemu kto chce się zrelaksować nigdzie przy tym nie wyjeżdżając.  


Za egzemplarz książki dziękuję Pani Wandzie Szymanowskiej.


środa, 14 grudnia 2016

Droga do piekła - Przemysław Piotrowski


Droga do piekła
Przemysław Piotrowski
Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 384
Ocena: 9/10

Nota wydawcy:
Były amerykański żołnierz John Pilar zostaje skazany na śmierć za zamordowanie swojej rodziny w wyjątkowo bestialski sposób. Kat wstrzykuje mu zabójczą mieszankę, ale to nie koniec jego podróży. Po drugiej stronie budzi go odrażająca woń siarki…

Jego młodszy brat Lukas, były nowojorski policjant, a dziś zapijaczony detektyw, nie wierzy w jego winę. Odkrywa, że naczelnik więzienia, w którym zginął brat, nie ma krystalicznie czystego sumienia. Razem z młodą dziennikarką Rose Parker rozpoczynają prywatne śledztwo i wpadają na trop mrocznego spisku. Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiają się w matni pierwotnego zła, niewyobrażalnego okrucieństwa i zdziczałej przemocy. Czy oczyszczą Johna z zarzutów, czy może dokopią się do prawdy tak przerażającej, że nawet samo piekło wydaje się być jedynie drobną igraszką?

„Droga do piekła” zabierze Cię w otchłań zła, gdzie trupi odór i kwaśna woń śmierci są jedynie finezyjnym zaproszeniem do skrzętnie skrywanej, mrocznej tajemnicy ludzkości.

Chcesz spać? Nie czytaj! W nocy koszmary przyjdą na pewno!


Moje wrażenia:

Jak wyobrażacie sobie piekło? Diabły z widłami, rozgrzane kotły, czerwone płomienie ogni? A może zgoła coś odmiennego? Niewątpliwe jest jedno: chyba każdy z nas zastanawia się czy po drugiej stronie rzeczywiście coś się znajduje?

Lektura "Drogi do piekła" sądząc z opisu miała być wyprawą w zaświaty, ale ja powiedziałabym, że była to podróż w głąb ludz­kiej psy­chiki oraz spo­łe­czeń­stwa nowo­cze­snego. Bowiem akcja osadzona jest w 2021 roku, niby nie tak odlegle, ale to wystarczy, aby przez te 5 lat zmieniło się wszystko. Bo któż z nas te kilka lat temu mógłby przypuszczać, że wirtualny świat tak zdominuje nasze życie? A jednak. Ta cała technologia jest bardzo istotna w tej powieści. Pojawiają się hakerzy, którzy odgrywają tu znaczącą rolę. 

John Pilar zostaje skazany na karę śmierci za zamordowanie żony i dzieci. Na krześle wyraża chęć zejścia do piekieł, gdzie ma nadzieję, że odnajdzie prawdziwego zabójcę i się z nim rozprawi. Jego życzenie zostaje spełnione. Egzekucję obserwuje jego brat Lukas, policjant i alkoholik. Kiedy otrzymuje urnę zamiast trumny z ciałem brata, odkrywa że doszło do sfałszowania podpisu. Nie wierzy w winę brata. W dojściu do prawdy pomaga mu młoda i ambitna dziennikarka kryminalna, Rose Parker. Dzięki spiskowi określenie "trafić do piekła" zyskuje w tej powieści zupełnie nowe znaczenie. Postaci niejednokrotnie potrafili mnie zaskoczyć swoim działaniem. Są wyraziści i w zasadzie nic nie można im zarzucić.

Sięgając po tę książkę trzeba być gotowym na wulgarność, sceny seksu, które momentami są aż nadto ostre. Zaś sama wizja piekła przedstawiona została w sposób niezwykle wyrazisty, sugestywny i wstrząsający. Nie brak drastycznych, dosadnych opisów i gwałtownych zwrotów akcji. To co najbardziej mną wstrząsnęło, to przeżycia Johna i opisy jego tortur. Były tak realistyczne, że niemal czułam je na swoim ciele... Deprawacja, upodlenie człowieka, konsumpcjonizm, bestialska natura, ból i cierpienie - to wszystko przyprawia o strach i niepewność podczas przewracania kolejnych kartek. A mimo to wielowątkowość i każdy kolejny rozdział sprawia, że chce się poznawać jeszcze i jeszcze więcej świata widzianego oczami Przemysława Piotrowskiego. Chociaż nawet w najgorszych koszmarach sennych nie chciałabym znaleźć się w takim miejscu. 

"Siedział nago, przywiązany do fotela, wpatrując się w telewizor oczyma wielkimi niemal jak piłeczki tenisowe. Ich rozmiar zaskoczył Parker, bo nawet ona nie zdawała sobie sprawy, że gałki oczne są aż tak duże. Zazwyczaj jednak zdecydowaną większość przykrywają powieki, których (…) był pozbawiony. Zresztą nie tylko ich mu brakowało. Denat nie miał uszu i nosa, w miejscu których zionęły krwawe dziury. Z głowy ktoś zerwał skalp, który leżał teraz na stole, niczym zakrwawiona peruka na jednym z planów filmowych horrorów klasy B. Usta, a raczej ociekający posoką otwór, były wypchane szmatami, które zwisały trupowi (…) aż do pasa. Najgorsze było jednak to, co trzymał w przybitych gwoździami do oparć dłoniach. W jednej leżało jego własne, wciąż owłosione przyrodzenie, a w drugiej wyrwany, nienaturalnie długi język."

"Droga do piekła" nie jest wcale taką prostą historią poszukiwania prawdy. Autor zmusił mnie do refleksji na temat tego, dokąd zmierza świat oraz tego, jak zmieniają się nasze wzorce postępowania i naśladowania. Tu trzeba zastanowić się nad tym, jaki wpływ na nas ma siła pieniądza i jego żądza oraz jaka jest odpowiedzialność mediów, ich uczciwość w kreowaniu rzeczywistości. Powieść jest więc swego rodzaju dla nas przestrogą. Czy to męska książka? Niekoniecznie. Kobiety, jeśli nie boicie się lub szukacie mocnych wrażeń - ta lektura z pewnością Wam ich dostarczy.




wtorek, 13 grudnia 2016

Wywiad z Magdaleną Knedler + wyniki


Serdecznie zapraszam na wywiad z Magdaleną Knedler. Do zdobycia była jej powieść pt. "Nic oprócz milczenia".

W imieniu swoim i czytelników bloga bardzo dziękuję Pani Magdalenie Knedler za poświęcony czas, wyczerpujące odpowiedzi i przekazanie książki na nagrodę :)


Joanna Zieleniecka
Jestem miłośniczką kryminałów. W jednych potrafię się zakochać, innych nie trawię. Jakim argumentem przekonałaby mnie Pani do przeczytania swojej książki?

Zawsze mam kłopot z odpowiedzią na podobne pytania. A co do kryminałów, to faktycznie są bardzo różne i odmienne są wobec nich oczekiwania czytelników. Ja wolę raczej kryminały, w których akcent położony jest na psychologiczne aspekty zbrodni, a w centrum stoi zagadka. Również takie z rozbudowaną warstwą obyczajową. I niekoniecznie tzw. „policyjniaki”. Nie uważam, by każda powieść detektywistyczna musiała stawiać w centrum bohatera-policjanta. Wyrosłam na Agacie Christie i zawsze fascynowało mnie, jak do rozwiązania zagadki dochodziła panna Marple, a robiła to głównie poprzez... obserwację i rozmowę. Można powiedzieć, że była jedną z pierwszych literackich „profilerek” :) Bardzo lubię też grę z konwencją. Wiem, że w tej chwili wielu czytelników sięgających po kryminały oczekuje realizmu. Autorzy robią research, zbierają materiały, gromadzą dokumentację. Ja oczywiście też to robię (i zajmuje to często więcej czasu niż samo pisanie), ale mimo wszystko staram się do czytelnika od czasu do czasu znacząco mrugnąć. Przypomnieć mu, że jednak mamy do czynienia z fikcją literacką, a nie reportażem. Nie lubię natomiast ciągnących się przez pół książki pościgów i mordobicia. Zwyczajnie mnie to nudzi i takie fragmenty kartkuję. Jeżeli więc Pani upodobania są podobne do moich, myślę, że znajdziemy płaszczyznę porozumienia :)

Ania M
Jaki był pierwszy kryminał jaki Pani przeczytała?

Wydaje mi się, że była to „Tajemnica siedmiu zegarów” Agathy Christie. Im więcej książek Christie przeczytałam, tym sprawniej rozpracowywałam jej schemat konstruowania fabuły i tym mniej bywałam zaskoczona zakończeniem. Ale za pierwszym razem dałam się złapać całkowicie. Byłam też wtedy bardzo młoda.

Katrina
Ile czasu zajęło Pani zbieranie informacji dotyczących praw za granicą oraz tamtejszych zwyczajów i kultury? Jak wyglądała taka praca w Pani przypadku?

Zbieranie materiału często zajmuje mi więcej czasu niż samo pisanie. Ale jeśli chodzi o procedury, najdłużej gromadziłam informacje o metodach pracy włoskiej policji. Bo to naprawdę przypomina błądzenie po labiryncie – we Włoszech trudno z początku zorientować się, która komórka czym się zajmuje. Jest policja miejska, policja skarbowa, karabinierzy, wydziały, podwydziały itd. Hierarchia, zakres obowiązków i metody pracy policji miejskiej, o której zdecydowałam się pisać, również były dla mnie wyzwaniem. A już zwłaszcza gąszcz włoskich procedur i – niestety – szerokie kontakty z przestępczością zorganizowaną. Jeśli chodzi o Szwecję (której w całym cyklu jest najmniej), to chciałam o niej napisać, kierowana romantyczno-podróżniczą fascynacją, a nie zamiarem stylizowania się czy nawet nawiązywania do literatury skandynawskiej. Którą przyznaję – znam słabo. Jeśli chodzi o Włochy i Wenecję – to jest to grunt, po którym stąpam mocniej i na którym czuję się znacznie pewniej. W Wenecji bywam, orientuję się świetnie w topografii, kultura tego miejsca i jego problemy są dla mnie bardzo czytelne. Można więc powiedzieć, że research do drugiej części przygód Anny Lindholm zaczęłam już dawno temu, jeszcze zanim pomyślałam o napisaniu tej książki. Czy o pisaniu w ogóle.

Gab riela
Załóżmy, że przechodzi Pani pisarski kryzys i prawdopodobnie nie pozostało już nic oprócz milczenia. Jak Pani sądzi kto pomógłby w złamaniu blokady? Czy ma Pani taką osobę, która niezależnie od sytuacji zawsze znajduje się obok i daje same cenne rady, pomaga rozwiązywać problemy, doradza?

Oczywiście miewam kryzysy :) Mniej więcej w połowie każdej książki zaczynam mieć obawy, że w życiu jej nie skończę. Kiedy ją jednak kończę, zaczynam mieć obawy, że nie napiszę kolejnej. Później – że komuś się nie spodoba. Jeszcze później przychodzi etap tłumaczenia sobie, że nie dogodzę wszystkim (przerabiam to przy każdej książce i zawsze mi się wydaje, że już zrozumiałam – wraz ze zdobywaniem doświadczenia bywa łatwiej :) ). Jeśli chodzi o pomoc i doradzanie, to „przydatny” bywa mój mąż :) Kiedy pisałam trzecią część przygód Anny Lindholm, przeżyłam chyba swój najgorszy kryzys i był taki moment, że w ogóle chciałam rzucić ten projekt... Mój mąż kazał mi wtedy wziąć komputer i pojechać do Wiednia. Podziałało. Przeważnie jednak radzę sobie sama. Najlepszy sposób to powiedzenie sobie głośno, że ludzie na świecie mają naprawdę poważniejsze problemy niż moje pisarskie kryzysy :)

Pamięta Pani swoją pierwszą napisaną książkę bądź opowiadanie? Jak dawno temu to było i o czym Pani pisała? Mam na myśli oczywiście tekst "z szuflady".

Nie, chyba nie pamiętam takiego pierwszego prawdziwego „szufladowego” tekstu. Był jednak taki moment, kiedy usiadłam do pisania po długim okresie zajmowania się tylko publicystyką. Powstało wówczas opowiadanie „W labiryncie Sapmi”, które weszło w skład antologii „Po drugiej stronie.
Weird fiction po polsku”.

Ja jestem śpiochem z natury, dlatego nurtuje mnie jedno pytanie: dlaczego wstaje Pani tak wcześnie? O 5:11 to nawet jeszcze kogut nie zdążył się obudzić, a co dopiero zapiać donośnie.

Racja... Wynika to nie tylko ze zobowiązań zawodowych, ale też rodzinnych. Mam córkę, którą codziennie wyprawiam do przedszkola, a ponieważ rano potrzebuję dużo czasu, by się obudzić i wszystko dopiąć na ostatni guzik – wolę sobie ten czas zorganizować. Ale w praktyce wygląda to tak, że snuję się o poranku z kubkiem kawy i przez co najmniej pół godziny nie robię nic produktywnego :)

s-a
Pani życie jest związane z literaturą, tekstami, sztuką... Pisze Pani książki, krótkie teksty literackie, ale też recenzje, a wiadomo, że recenzowane książki mają różne treści, różną zawartość. Gust czytelniczy nie podlega dyskusji (każda książka ma przecież swoje grono wielbicieli), ale co Pani robi, kiedy w czytanej książce dostrzega Pani błędy merytoryczne? Czy pomija je Pani milczeniem, czy pisze Pani konstruktywną krytykę, bez względu na to, że może się ona nie spodobać autorowi. Konstruktywna krytyka to często doskonała ściąga dla autora i okazja do poprawy błędów w kolejnych dziełach - jednak nie każdy potrafi ją przyjąć i odpowiednio z niej skorzystać. Proszę przybliżyć swoja opinię na ten temat, za co z góry dziękuję!

W tej chwili nie recenzuję beletrystyki – jeśli już, to reportaże, książki podróżnicze itp. Ale dawniej oczywiście pisałam o błędach merytorycznych, w sytuacji gdy je zauważałam. Nigdy nie byłam jednak...hm... „wrednym” recenzentem :) Jeśli nawet pisałam o wadach danego tekstu, starałam się też wskazać pozytywy lub naświetlić te fragmenty, w których krył się największy potencjał autora. Napisanie konstruktywnej krytyki jest bardzo trudne. Uważam, że na pierwszy rzut oka widać, komu brakuje kultury recenzenckiej. Poza tym tak sobie myślę, że krytyka zawsze wymaga od recenzenta wiedzy. Większej nawet niż ta, którą posiada autor książki. I odpowiednich narzędzi do oceny tekstu. Dlatego zawsze jako recenzent byłam z tym bardzo ostrożna. Nie wystarczy przecież napisać, że coś jest „nudne”, prawda? :)

Dagmara Janik
Święta tuż, tuż dlatego ja chciałabym zapytać o Pani ulubione danie świąteczne oraz czy ma Pani jakieś tradycje rodzinne bez których nie wyobraża sobie Pani Świąt?

Chyba pierogi z kapustą i uszka :) To jest właśnie to, czego przez cały rok właściwie nie jem i chyba dlatego w święta najlepiej smakuje. I oczywiście ciasta. Piernik, makowiec, sernik...

Dlaczego akurat wybrała Pani postacie z książki "Duma i uprzedzenie" do pierwszej Pani wydanej książki "Pan Darcy nie żyje" ( pochłonęłam ją w dwa dni)? Czy oznacza to, że jest to Pani ulubiona książka ( moja TAK ) ? Czy po prostu tak wyszło podczas pisania?

„Duma i uprzedzenie” to jedna z moich ulubionych książek. Uwielbiam w ogóle Jane Austen, klasykę brytyjskiej powieści i brytyjskie kino. Pisałam pracę magisterską o filmowych adaptacjach powieści Jane Austen, co pozwoliło mi bezkarnie i po sto razy oglądać wszystkie ekranizacje – piękne czasy... :) A zatem to po prostu musiała być „Duma i uprzedzenie”! Zresztą tę powieść Jane Austen przeczytałam jako pierwszą z jej dorobku i miałam wtedy chyba dwanaście lat. Więc obsesja trwa od dawna :)

Jagoda G
Czym jest dla Pani szczęście? Ma Pani swoją uniwersalną receptę na szczęście? :)

Chyba są trzy takie sprawy – zdrowie, rodzina i możliwość realizowania się. Jeśli na tych płaszczyznach wszystko funkcjonuje dobrze, to cała reszta także się ułoży. Przynajmniej u mnie tak to wygląda. Ale jeśli któraś z tych płaszczyzn się chwieje – pozostałe również są zagrożone.

Co czuje Pani widząc swoje powieści na półce w księgarni? Czy spodziewała się Pani aż takiego sukcesu? Co chciałaby Pani przeczytać o sobie czy też swoich książkach za kilka lat np. na Wikipedii? ;)

Na pewno to wielka frajda widzieć swoje książki na półce w księgarni. Nie ukrywam :) Co do sukcesu – to wielkie słowo, jeszcze bym go nie nadużywała w kontekście mojej osoby i mojej twórczości. A Wikipedia... hm... nie wiem :) O książkach pewnie będzie można coś napisać, ale jeśli ktoś kiedyś pokusi się o stworzenie mojej biografii, to raczej okaże się nudna. Zero nałogów, romansów, podejrzanego hobby, skandali... Chyba że jakiś strajk kiedyś zorganizuję? Muszę o tym pomyśleć...

Co jest najprzyjemniejsze w pracy pisarza? Co jest najtrudniejsze?
Pozdrawiam :)

Dla mnie najprzyjemniejsze jest zbieranie materiałów. Uwielbiam ten etap pracy nad książką. Zwłaszcza jeśli wiąże się z podróżowaniem – to już w ogóle jest wspaniale. Pierwsze rozdziały też pisze mi się dobrze, przyjemne jest zawsze rozkręcanie i zapętlanie akcji. Znacznie mniej przyjemne – wyjaśnianie, rozwiązywanie i końcówka. Ostatnie rozdziały zawsze pisze mi się najtrudniej. Wtedy tekst praktycznie nie opuszcza mojej głowy. I bardzo chcę się już go stamtąd pozbyć.

Ulka
Na akcję drugiej części przygód komisarz Lindholm wybrała Pani romantyczną Wenecję. Czy w takim pięknym romantycznym mieście, które znamy głównie z pocztówek, trudno było Pani znaleźć mroczne i niebezpieczne miejsca, które byłyby idealne do osadzenia wątków kryminalnych?

Wenecja to idealnie miejsce, by osadzić w nim akcję powieści kryminalnej. Na to położyłam nacisk – Wenecja ma dwie twarze. Fasada robi oszałamiające wrażenie, ale wygląd domu od strony podwórka już nie do końca. Można też oczywiście powiedzieć, że Wenecja nosi maskę i nurza się w teatralizacji, która obejmuje wiele dziedzin życia. Miasto boryka się z wieloma problemami, jak powodzie (coraz częstsze), drożyzna, przestępczość zorganizowana, postępujące wyludnienie przy stałym wzroście liczby odwiedzających (którzy niekoniecznie podejmują działania dla miasta korzystne). Wiele kamienic obraca się w ruinę, ale prawo rdzennych wenecjan do nieruchomości jest niemal święte, a ceny – astronomiczne. Stąd sporo tam opuszczonych budynków, zamkniętych na głucho okiennic, kruszących się tynków. W Wenecji trudno się żyje i dlatego też stopniowo się ona wyludnia, a niebawem pewnie zamieni w skansen. Wielka szkoda, bo prawdziwa Wenecja to ta w rejonie San Polo, Cannaregio i Santa Croce, gdzie wciąż na sznurkach suszy się pranie, na schodkach przed domami siedzą starsze panie, na kamieniach wylegują się koty, a zewsząd dobiega zapach ziół i mokrych kamieni. To ludzie dają temu miastu duszę. Kiedy ich zabraknie, Wenecji zostanie już tylko ta kolorowa fasada.

Anna Lindholm dała się mi poznać jako osoba z problemami, która koncentruje się na licznych rozterkach i roztrząsaniu swoich stanów emocjonalnych. Czy jej postać w jakimś stopniu będzie ulegała zmianie?

Taki jest plan. Oczywiście ludzie nigdy się tak do końca nie zmieniają, więc Anna także nie stanie się zimną policjantką, skoncentrowaną tylko na zadaniach, nieskłonną do wewnętrznych analiz. To taki typ bohatera. Osoba emocjonalna, niedoskonała, niezdecydowana, z jednej strony silna, z drugiej zakompleksiona. Nie jest „superhero” i nigdy nie miała być. Ale oczywiście w pierwszej części spotyka ją tragedia, więc tu jest najbardziej rozchwiana i najwięcej popełnia błędów. Trudno by w swojej sytuacji zachowała jeszcze pełną zdolność chłodnej analizy faktów. Czytelnik obserwuje ją i sytuację z zewnątrz, więc oczywiście zauważa więcej niż ona. To jest ta moc narratora – prawo do żonglowania informacjami między czytelnikiem i bohaterami. Ale wracając do Anny – oczywiście czas leczy rany, a coś przecież zdecydowało o jej wcześniejszych sukcesach w policji. Więc tak – Anna będzie ulegać przemianie.

Lubię znajdować w kryminałach intrygę wymagającą, która zmusi mnie do dużego skupienia i zaangażowania. "Nic oprócz strachu" takie było. Lubię gdy autor nieustannie kluczy i wodzi mnie za nos. Ciekawi mnie czy lubi Pani, gdy czytelnik znajdzie rozwiązanie zagadki trochę wcześniej czy wręcz przeciwnie, gdy do samego końca uda się Pani go zwieść?
Pozdrawiam :)

Lubię grę z konwencją i grę z czytelnikiem. Tak jak wspomniałam wcześniej – to od autora/narratora zależy, jak będzie żonglował informacjami, ile przekaże bohaterom, ile czytelnikowi. Lubię niekiedy dać czytelnikowi więcej – by on też mógł się poczuć jak władca marionetek :)

Ann z
Jestem strasznie ciekawa, dokąd wyśle Pani Annę w następnej książce - może do Ameryki Południowej lub na Kaukaz (przeczytałam ostatnio "Ósme życie (dla Brilki)" ::)). Jeśli nie może nam Pani jeszcze tego zdradzić, to może zechce Pani chociaż uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, czy będzie to kultura zimna, czy raczej gorąca? Zastanawiam się, czy może mieć wpływ, np. na rodzaj morderstwa, perfidię sprawcy, czy wszystko zależy tylko od wyobraźni autora?

Oczywiście – mogę zdradzić miejsce, ale nie zdradzę tytułu :) Anna w trzeciej części trylogii uda się do Wiednia. Oczywiście jeśli ktoś zna i lubi pojęcie „genius loci”, wie już, że rodzaj morderstw w tej trylogii ma ścisły związek z miejscem akcji. W „Nic oprócz strachu” mamy czystą, minimalistyczną, powściągliwą Szwecję – i truciznę, czyli morderstwo także czyste, bez rozlewu krwi. W „Nic oprócz milczenia” mamy karnawałową Wenecję i bardzo uteatralizowane, po włosku rozbuchane zbrodnie. A Wiedeń... Jest w wiedeńskiej przestrzeni coś specyficznego, szczególnego, co wiąże się ściśle z panowaniem Habsburgów, ich godłem, czyli motywem dwugłowego orła, a także Cmentarzem Centralnym – drugą co do wielkości europejską nekropolią. Oczywiście zbrodnie będą z tym czymś „specyficznym” silnie związane :) A także ze sztuką – akcja toczy się bowiem w środowisku wiedeńskich artystów. A dokładnie – rzeźbiarzy.

"Winda", "Klamki i dzwonki",czy "Nic oprócz strachu" dowodzą, że nie jest Pani autorką jednego gatunku. Coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz mile nas Pani zaskoczy. Może trochę na marginesie: czy lubi Pani poezję? A może "popełniła" Pani już parę wierszy?

Wolę prozę, ale poezję też czytuję. W „Windzie” można przeczytać moje haiku i kaligramy – bo piszą je bohaterki, więc im trochę pomogłam :) W „Klamkach i dzwonkach” znajdziemy liczne nawiązania do poezji Szymborskiej i Baudelaire'a, których uwielbiam. Czy piszę? To, o czym już wspomniałam – haiku i kaligramy, z naciskiem na to drugie. Bardzo lubię poezję konkretną. I mieszkam we Wrocławiu, gdzie nawet na niektórych budynkach wymalowano (bo takiego słowa należy tu użyć) teksty Stanisława Dróżdża. Trudno się nie inspirować.

Czy dostała Pani kiedyś jakiś nietypowy/zabawny prezent od czytelników?

Nie. Ale dostałam kubek z napisem „Po prostu napisz to”. Bywa moją zmorą... :)


Autorka wytypowała do wygranej Ann z, która zwróciła uwagę na miejsce akcji i jego związek ze sposobem dokonywania morderstw.

Gratuluję i proszę o przesłanie danych adresowych na e-maila: iza.81@o2.pl



niedziela, 11 grudnia 2016

Podwójne przekleństwo - Lech Grabowski


Podwójne przekleństwo
Lech Grabowski
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 368
Ocena: 9/10

Nota wydawcy:
Redaktor jednego z warszawskich wydawnictw, Andrzej Więckowski, prowadzi na własną rękę dziennikarskie śledztwo w sprawie rzekomych tajnych więzień CIA na terenie Polski. Jednocześnie po drugiej stronie oceanu młody terrorysta, Abdul Alim, staje w obliczu misji dokonania samobójczego ataku na lotnisku w Atlancie. Wkrótce losy obydwu mężczyzn splotą się w węzeł, który znajdzie rozwiązanie na pustyni w dalekim Afganistanie.

Moje wrażenia:

Tym razem kolejny raz sięgnęłam po debiut. I to debiut, który naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Już sama okładka przykuła mój wzrok, która idealnie oddaje treść książki.

Temat, jakiego podjął się autor wciąż jest aktualny i raczej długo jeszcze będzie poruszany. Mowa tu między innymi o terroryzmie i tajnych więzieniach CIA na terenie Polski. Autor zaczyna od przedstawienia nam teraźniejszości, następnie cofa się do momentu, w którym znaleźli się bohaterowie. Nie od razu wszystko nam wyjawia, stopniowo wprowadza nas w historię, a kończy w momencie, od którego rozpoczęliśmy lekturę. 

Poznajemy Andrzeja Więckowskiego - redaktora jednego z warszawskich wydawnictw, który postanawia na własną rękę poprowadzić śledztwo. Po drugiej stronie barykady mamy Abdula Alima - młodego terrorystę, którego misją jest samobójczy atak na lotnisku w Atlancie, w którym mają zginąć wszyscy, którzy się tam znajdą. Ale czy do tego dojdzie? Po odpowiedzi zapraszam do książki. Niezwykle ciekawą postacią okazał się Jan Kowalski (jak inaczej mógłby nazywać się ktoś, kogo tożsamość jest owiana tajemnicą?), informator Andrzeja - niegdyś zamieszany w liczne spiski, natomiast teraz się nawrócił i postanawia ujawnić światu teorie spiskowe. Obaj z Więckowskim pakują się w niebezpieczeństwo. Ale jak to dla nich się skończy? Czy coś ich powstrzyma? Czy rzekome teorie spiskowe okażą się słuszne? I czy Kowalski rzeczywiście ma czyste intencje?

Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani. Momentami nie mogłam zrozumieć tego, że niekiedy nie było w nich empatii, zwykłych ludzkich odruchów. Kiedy wyznaczyli sobie cel, uparcie do niego dążyli. Ale dzięki tym wadom, słabościom, wydają się bardziej ludzcy. W pewnym momencie stają przed koniecznością dokonania wielu wyborów. Ale czy wszystkie będą słuszne? 

"Obecnie świat znajduje się w stanie rozkładu i funduje nam podwójne przekleństwo.(...) Być może wybiera najpierw tych wrażliwych, podatnych na ludzką niegodziwość i tych, którzy mają z nim bezpośrednią styczność. Natomiast pozostałych oszczędza, choć tylko na pewien czas. Dlatego nie wpadajmy w euforię, jeżeli jesteśmy chwilowo szczęśliwi i pewni, że wszeteczeństwa i łajdactwa tego świata są od nas odległe, gdyż z czasem będą się do nas zbliżać (...)" 

Autor co chwila podrzuca nam informacje na temat islamskich terrorystów, polityki rządzących czy struktury państwa, jednakże robi to w sposób, który nie nudzi. Nie lubię przydługich opisów, a tu jest wszystko w sam raz. Bardzo interesujące było to, jak autor ośmiesza wszelkie "wymiary sprawiedliwości" w tym np. Trybunał Stanu, o którym ostatnio w naszym kraju tak głośno. Ale najbardziej zaskoczył mnie tym, iż uważa, że najlepszą formą rządów jest dyktatura, ale taka, w której sprawujący władzę służy państwu w jego interesie. Dialogi zaś czasami trąciły lekkim patosem, ale nie na tyle, żeby odebrały mi przyjemność z czytania.   

Dużym atutem powieści jest bogactwo słowne, co przekłada się na ciekawe dialogi, a i reszta fabuły nie zostaje w tyle. Pełno tu interesujących spostrzeżeń, sentencji, przysłów czy nawiązania do rzeczywistych autorów i źródeł. Widać, że autor dobrze przygotował się do strony informacyjnej podejmowanych tematów, zwłaszcza tych dotyczących Islamu, dzięki czemu wszystko wydaje się być prawdziwe, nie naciągane.

Terroryści, Państwo Islamskie, więzienia CIA, migracja uchodźców z krajów arabskich, tortury, zagadki, intryga, wartka akcja, napięcie - to wszystko znajdziecie w tej książce. Nie zabrakło także wątku romansowego, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo w ogóle się go nie spodziewałam w takiej książce. Poszczególne wątki świetnie łączą się w całość. Zakończenie... no cóż spodziewałam się zgoła innego, ale to również mnie satysfakcjonuje. 

W moim odczuciu Lech Grabowski zasłużenie zdobył pierwsze miejsce w konkursie na "Literacki Debiut Roku" organizowany przez Wydawnictwo Novae Res, pod honorowym patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest to kawał dobrej i mocnej sensacji, która już od pierwszych stron złapała mnie w swoje macki i nie puściła do ostatniego zdania. Powieść spodoba się nie tylko mężczyznom, ale i kobietom.   


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.




czwartek, 8 grudnia 2016

Słodko-gorzka - Marta Malek


Słodko-gorzka
Marta Malek
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 212
Ocena: 7/10

Nota wydawcy:
Słodko-gorzka to historia dwojga młodych ludzi, których losy po kilku spędzonych osobno latach, ponownie się splatają. Przez ten czas w życiu Agaty – młodej pani psycholog – zaszło bardzo wiele zmian: wyszła za mąż, urodziła dziecko, ukończyła studia i podjęła pracę w zawodzie. Natomiast Piotr, wolny strzelec, prowadzi kawalerskie życie. Kiedy spotykają się przypadkiem w swojej rodzinnej miejscowości, budzą się w nich dawno zapomniane iskry, które stają się początkiem gorącego romansu.


Moje wrażenia:

"Czasami rozmijamy się z prawdziwą miłością o lata, godziny, sekundy… - bo w nieodpowiednim momencie zjawiliśmy się na skrzyżowaniu życia."

Trudno znaleźć jakąkolwiek notkę o Marcie Malek, toteż myślę że to debiut. 

Poznajemy dwoje młodych ludzi, których losy po kilku latach rozłąki ponownie się splatają - Agatę i Piotra. Agata jest piękna, wykształcona, ma męża Tomka, dwuletniego syna Kubusia, dobrą pracę i wydawać by się mogło, że niczego więcej do szczęścia jej nie potrzeba. Jednaj tak nie jest. Co dwa tygodnie wyjeżdża do swojej rodzinnej miejscowości, by tam zdradzać swojego męża. 

"W pewnym momencie w moim małżeństwie przestało się układać, a ja poczułam, że to nie to. Zgasła iskra. Nic się nie zmieniało."

Natomiast Piotra było mi po prostu zwyczajnie szkoda. Godząc się na potajemne schadzki z Agatą, skazywał się na niepewność jutra. Gdyby nie jej egoizm mógłby przecież ułożyć sobie życie z inną kobietą, a tak liczył, że w końcu Agata odejdzie od męża i będą wreszcie razem. Dlatego trudno było mi polubić główną bohaterkę, choć muszę przyznać, że na końcu coś sprawiło, że troszkę zmieniłam o niej zdanie.    

"Kłopoty nie wzięły się z romansu. To romans wziął się z kłopotów."

Autorka bardzo dobrze nakreśliła postać Agaty oraz ciekawie ujęła zmiany, jakie zachodziły w jej głowie i zachowaniu. Szkoda tylko, że pozostałe postacie są tylko tłem. Chętnie poznałabym bliżej przyjaciółkę głównej bohaterki. 

Bardzo podobał mi się obraz wzajemnej relacji, związku Agaty i Piotra. Oboje świetnie się uzupełniali. Gdy jedno się oddalało, drugie walczyło i na odwrót. Związek z jednej strony trudny, podszyty strachem, a z drugiej strony niezwykle trwały.

Pomysł na fabułę może nie jest oryginalny, ale ze sporym zainteresowaniem śledziłam wydarzenia. To nie jest zwykły romans, ale również powieść obyczajowa z całym mnóstwem problemów.

Dużym atutem okazała się płynna narracja i lekkość pióra autorki. Język jest płynny, łatwy w odbiorze. Niewielka ilość opisów oraz akcja, która mknie w szybkim tempie sprawiły, że nim się obejrzymy, a już koniec.   

Autorka przestrzega nas przed pochopną decyzją zawierania małżeństwa. Przypomina też o dbaniu i pielęgnowaniu miłości, aby nie wkradła się do niego rutyna, monotonia i brak rozmowy.

"Pamiętajcie, że o prawdziwą miłość trzeba dbać, jak o najpiękniejszą perłę całego Wszechświata."

Autorka poświęca również miejsce problemowi depresji. Uczula nas na to, abyśmy nie przegapili momentu, w którym zacznie z nami dziać się coś niedobrego. Abyśmy w porę potrafili zareagować. 

"(…) depresja lubi się maskować, a ludzie lubią się do niej nie przyznawać, nawet przed samymi sobą. (…) Tak często mówi się o depresji, ale tak niezwykle rzadko spodziewa się zastać ją u drugiego człowieka. Tym bardziej u kogoś bliskiego. To niesamowicie sprytna choroba i świetnie potrafi się ukrywać."

Minusem w moim odczuciu okazały się sceny intymności. Nie jest ich co prawda dużo, zaledwie dwie czy trzy, ale okazały się niedopracowane, trąciły sztywnością i sztucznością. Drugą sprawą są dialogi, którym zabrakło tego czegoś, co daje polotu. Za to okładka jest tajemnicza, klimatyczna, czym mocno przyciągnęła moją uwagę.

W ogólnym rozrachunku "Słodko-gorzka" okazała się lekką, niezobowiązującą lekturą, która przyjemnie umiliła mi czas, mimo iż poruszane tematy zdrady, odrzucenia i nieszczęścia do łatwych nie należą. Wzbudziła emocje, skłoniła do przemyśleń. Z chęcią sięgnę po kolejne książki Marty Malak, by przekonać się jak rozwinął się jej warsztat, bo potencjał z pewnością posiada.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae 
Res