Serdecznie zapraszam na wywiad z Magdaleną Knedler. Do zdobycia była jej powieść pt. "Nic oprócz milczenia".
W imieniu swoim i czytelników bloga bardzo dziękuję Pani Magdalenie Knedler za poświęcony czas, wyczerpujące odpowiedzi i przekazanie książki na nagrodę :)
Joanna Zieleniecka
Jestem miłośniczką kryminałów. W jednych potrafię się zakochać, innych nie trawię. Jakim argumentem przekonałaby mnie Pani do przeczytania swojej książki?
Zawsze mam kłopot z odpowiedzią na podobne pytania. A co do kryminałów, to faktycznie są bardzo różne i odmienne są wobec nich oczekiwania czytelników. Ja wolę raczej kryminały, w których akcent położony jest na psychologiczne aspekty zbrodni, a w centrum stoi zagadka. Również takie z rozbudowaną warstwą obyczajową. I niekoniecznie tzw. „policyjniaki”. Nie uważam, by każda powieść detektywistyczna musiała stawiać w centrum bohatera-policjanta. Wyrosłam na Agacie Christie i zawsze fascynowało mnie, jak do rozwiązania zagadki dochodziła panna Marple, a robiła to głównie poprzez... obserwację i rozmowę. Można powiedzieć, że była jedną z pierwszych literackich „profilerek” :) Bardzo lubię też grę z konwencją. Wiem, że w tej chwili wielu czytelników sięgających po kryminały oczekuje realizmu. Autorzy robią research, zbierają materiały, gromadzą dokumentację. Ja oczywiście też to robię (i zajmuje to często więcej czasu niż samo pisanie), ale mimo wszystko staram się do czytelnika od czasu do czasu znacząco mrugnąć. Przypomnieć mu, że jednak mamy do czynienia z fikcją literacką, a nie reportażem. Nie lubię natomiast ciągnących się przez pół książki pościgów i mordobicia. Zwyczajnie mnie to nudzi i takie fragmenty kartkuję. Jeżeli więc Pani upodobania są podobne do moich, myślę, że znajdziemy płaszczyznę porozumienia :)
Ania M
Jaki był pierwszy kryminał jaki Pani przeczytała?
Wydaje mi się, że była to „Tajemnica siedmiu zegarów” Agathy Christie. Im więcej książek Christie przeczytałam, tym sprawniej rozpracowywałam jej schemat konstruowania fabuły i tym mniej bywałam zaskoczona zakończeniem. Ale za pierwszym razem dałam się złapać całkowicie. Byłam też wtedy bardzo młoda.
Katrina
Ile czasu zajęło Pani zbieranie informacji dotyczących praw za granicą oraz tamtejszych zwyczajów i kultury? Jak wyglądała taka praca w Pani przypadku?
Zbieranie materiału często zajmuje mi więcej czasu niż samo pisanie. Ale jeśli chodzi o procedury, najdłużej gromadziłam informacje o metodach pracy włoskiej policji. Bo to naprawdę przypomina błądzenie po labiryncie – we Włoszech trudno z początku zorientować się, która komórka czym się zajmuje. Jest policja miejska, policja skarbowa, karabinierzy, wydziały, podwydziały itd. Hierarchia, zakres obowiązków i metody pracy policji miejskiej, o której zdecydowałam się pisać, również były dla mnie wyzwaniem. A już zwłaszcza gąszcz włoskich procedur i – niestety – szerokie kontakty z przestępczością zorganizowaną. Jeśli chodzi o Szwecję (której w całym cyklu jest najmniej), to chciałam o niej napisać, kierowana romantyczno-podróżniczą fascynacją, a nie zamiarem stylizowania się czy nawet nawiązywania do literatury skandynawskiej. Którą przyznaję – znam słabo. Jeśli chodzi o Włochy i Wenecję – to jest to grunt, po którym stąpam mocniej i na którym czuję się znacznie pewniej. W Wenecji bywam, orientuję się świetnie w topografii, kultura tego miejsca i jego problemy są dla mnie bardzo czytelne. Można więc powiedzieć, że research do drugiej części przygód Anny Lindholm zaczęłam już dawno temu, jeszcze zanim pomyślałam o napisaniu tej książki. Czy o pisaniu w ogóle.
Gab riela
Załóżmy, że przechodzi Pani pisarski kryzys i prawdopodobnie nie pozostało już nic oprócz milczenia. Jak Pani sądzi kto pomógłby w złamaniu blokady? Czy ma Pani taką osobę, która niezależnie od sytuacji zawsze znajduje się obok i daje same cenne rady, pomaga rozwiązywać problemy, doradza?
Oczywiście miewam kryzysy :) Mniej więcej w połowie każdej książki zaczynam mieć obawy, że w życiu jej nie skończę. Kiedy ją jednak kończę, zaczynam mieć obawy, że nie napiszę kolejnej. Później – że komuś się nie spodoba. Jeszcze później przychodzi etap tłumaczenia sobie, że nie dogodzę wszystkim (przerabiam to przy każdej książce i zawsze mi się wydaje, że już zrozumiałam – wraz ze zdobywaniem doświadczenia bywa łatwiej :) ). Jeśli chodzi o pomoc i doradzanie, to „przydatny” bywa mój mąż :) Kiedy pisałam trzecią część przygód Anny Lindholm, przeżyłam chyba swój najgorszy kryzys i był taki moment, że w ogóle chciałam rzucić ten projekt... Mój mąż kazał mi wtedy wziąć komputer i pojechać do Wiednia. Podziałało. Przeważnie jednak radzę sobie sama. Najlepszy sposób to powiedzenie sobie głośno, że ludzie na świecie mają naprawdę poważniejsze problemy niż moje pisarskie kryzysy :)
Pamięta Pani swoją pierwszą napisaną książkę bądź opowiadanie? Jak dawno temu to było i o czym Pani pisała? Mam na myśli oczywiście tekst "z szuflady".
Nie, chyba nie pamiętam takiego pierwszego prawdziwego „szufladowego” tekstu. Był jednak taki moment, kiedy usiadłam do pisania po długim okresie zajmowania się tylko publicystyką. Powstało wówczas opowiadanie „W labiryncie Sapmi”, które weszło w skład antologii „Po drugiej stronie.
Weird fiction po polsku”.
Ja jestem śpiochem z natury, dlatego nurtuje mnie jedno pytanie: dlaczego wstaje Pani tak wcześnie? O 5:11 to nawet jeszcze kogut nie zdążył się obudzić, a co dopiero zapiać donośnie.
Racja... Wynika to nie tylko ze zobowiązań zawodowych, ale też rodzinnych. Mam córkę, którą codziennie wyprawiam do przedszkola, a ponieważ rano potrzebuję dużo czasu, by się obudzić i wszystko dopiąć na ostatni guzik – wolę sobie ten czas zorganizować. Ale w praktyce wygląda to tak, że snuję się o poranku z kubkiem kawy i przez co najmniej pół godziny nie robię nic produktywnego :)
s-a
Pani życie jest związane z literaturą, tekstami, sztuką... Pisze Pani książki, krótkie teksty literackie, ale też recenzje, a wiadomo, że recenzowane książki mają różne treści, różną zawartość. Gust czytelniczy nie podlega dyskusji (każda książka ma przecież swoje grono wielbicieli), ale co Pani robi, kiedy w czytanej książce dostrzega Pani błędy merytoryczne? Czy pomija je Pani milczeniem, czy pisze Pani konstruktywną krytykę, bez względu na to, że może się ona nie spodobać autorowi. Konstruktywna krytyka to często doskonała ściąga dla autora i okazja do poprawy błędów w kolejnych dziełach - jednak nie każdy potrafi ją przyjąć i odpowiednio z niej skorzystać. Proszę przybliżyć swoja opinię na ten temat, za co z góry dziękuję!
W tej chwili nie recenzuję beletrystyki – jeśli już, to reportaże, książki podróżnicze itp. Ale dawniej oczywiście pisałam o błędach merytorycznych, w sytuacji gdy je zauważałam. Nigdy nie byłam jednak...hm... „wrednym” recenzentem :) Jeśli nawet pisałam o wadach danego tekstu, starałam się też wskazać pozytywy lub naświetlić te fragmenty, w których krył się największy potencjał autora. Napisanie konstruktywnej krytyki jest bardzo trudne. Uważam, że na pierwszy rzut oka widać, komu brakuje kultury recenzenckiej. Poza tym tak sobie myślę, że krytyka zawsze wymaga od recenzenta wiedzy. Większej nawet niż ta, którą posiada autor książki. I odpowiednich narzędzi do oceny tekstu. Dlatego zawsze jako recenzent byłam z tym bardzo ostrożna. Nie wystarczy przecież napisać, że coś jest „nudne”, prawda? :)
Dagmara Janik
Święta tuż, tuż dlatego ja chciałabym zapytać o Pani ulubione danie świąteczne oraz czy ma Pani jakieś tradycje rodzinne bez których nie wyobraża sobie Pani Świąt?
Chyba pierogi z kapustą i uszka :) To jest właśnie to, czego przez cały rok właściwie nie jem i chyba dlatego w święta najlepiej smakuje. I oczywiście ciasta. Piernik, makowiec, sernik...
Dlaczego akurat wybrała Pani postacie z książki "Duma i uprzedzenie" do pierwszej Pani wydanej książki "Pan Darcy nie żyje" ( pochłonęłam ją w dwa dni)? Czy oznacza to, że jest to Pani ulubiona książka ( moja TAK ) ? Czy po prostu tak wyszło podczas pisania?
„Duma i uprzedzenie” to jedna z moich ulubionych książek. Uwielbiam w ogóle Jane Austen, klasykę brytyjskiej powieści i brytyjskie kino. Pisałam pracę magisterską o filmowych adaptacjach powieści Jane Austen, co pozwoliło mi bezkarnie i po sto razy oglądać wszystkie ekranizacje – piękne czasy... :) A zatem to po prostu musiała być „Duma i uprzedzenie”! Zresztą tę powieść Jane Austen przeczytałam jako pierwszą z jej dorobku i miałam wtedy chyba dwanaście lat. Więc obsesja trwa od dawna :)
Jagoda G
Czym jest dla Pani szczęście? Ma Pani swoją uniwersalną receptę na szczęście? :)
Chyba są trzy takie sprawy – zdrowie, rodzina i możliwość realizowania się. Jeśli na tych płaszczyznach wszystko funkcjonuje dobrze, to cała reszta także się ułoży. Przynajmniej u mnie tak to wygląda. Ale jeśli któraś z tych płaszczyzn się chwieje – pozostałe również są zagrożone.
Co czuje Pani widząc swoje powieści na półce w księgarni? Czy spodziewała się Pani aż takiego sukcesu? Co chciałaby Pani przeczytać o sobie czy też swoich książkach za kilka lat np. na Wikipedii? ;)
Na pewno to wielka frajda widzieć swoje książki na półce w księgarni. Nie ukrywam :) Co do sukcesu – to wielkie słowo, jeszcze bym go nie nadużywała w kontekście mojej osoby i mojej twórczości. A Wikipedia... hm... nie wiem :) O książkach pewnie będzie można coś napisać, ale jeśli ktoś kiedyś pokusi się o stworzenie mojej biografii, to raczej okaże się nudna. Zero nałogów, romansów, podejrzanego hobby, skandali... Chyba że jakiś strajk kiedyś zorganizuję? Muszę o tym pomyśleć...
Co jest najprzyjemniejsze w pracy pisarza? Co jest najtrudniejsze?
Pozdrawiam :)
Dla mnie najprzyjemniejsze jest zbieranie materiałów. Uwielbiam ten etap pracy nad książką. Zwłaszcza jeśli wiąże się z podróżowaniem – to już w ogóle jest wspaniale. Pierwsze rozdziały też pisze mi się dobrze, przyjemne jest zawsze rozkręcanie i zapętlanie akcji. Znacznie mniej przyjemne – wyjaśnianie, rozwiązywanie i końcówka. Ostatnie rozdziały zawsze pisze mi się najtrudniej. Wtedy tekst praktycznie nie opuszcza mojej głowy. I bardzo chcę się już go stamtąd pozbyć.
Ulka
Na akcję drugiej części przygód komisarz Lindholm wybrała Pani romantyczną Wenecję. Czy w takim pięknym romantycznym mieście, które znamy głównie z pocztówek, trudno było Pani znaleźć mroczne i niebezpieczne miejsca, które byłyby idealne do osadzenia wątków kryminalnych?
Wenecja to idealnie miejsce, by osadzić w nim akcję powieści kryminalnej. Na to położyłam nacisk – Wenecja ma dwie twarze. Fasada robi oszałamiające wrażenie, ale wygląd domu od strony podwórka już nie do końca. Można też oczywiście powiedzieć, że Wenecja nosi maskę i nurza się w teatralizacji, która obejmuje wiele dziedzin życia. Miasto boryka się z wieloma problemami, jak powodzie (coraz częstsze), drożyzna, przestępczość zorganizowana, postępujące wyludnienie przy stałym wzroście liczby odwiedzających (którzy niekoniecznie podejmują działania dla miasta korzystne). Wiele kamienic obraca się w ruinę, ale prawo rdzennych wenecjan do nieruchomości jest niemal święte, a ceny – astronomiczne. Stąd sporo tam opuszczonych budynków, zamkniętych na głucho okiennic, kruszących się tynków. W Wenecji trudno się żyje i dlatego też stopniowo się ona wyludnia, a niebawem pewnie zamieni w skansen. Wielka szkoda, bo prawdziwa Wenecja to ta w rejonie San Polo, Cannaregio i Santa Croce, gdzie wciąż na sznurkach suszy się pranie, na schodkach przed domami siedzą starsze panie, na kamieniach wylegują się koty, a zewsząd dobiega zapach ziół i mokrych kamieni. To ludzie dają temu miastu duszę. Kiedy ich zabraknie, Wenecji zostanie już tylko ta kolorowa fasada.
Anna Lindholm dała się mi poznać jako osoba z problemami, która koncentruje się na licznych rozterkach i roztrząsaniu swoich stanów emocjonalnych. Czy jej postać w jakimś stopniu będzie ulegała zmianie?
Taki jest plan. Oczywiście ludzie nigdy się tak do końca nie zmieniają, więc Anna także nie stanie się zimną policjantką, skoncentrowaną tylko na zadaniach, nieskłonną do wewnętrznych analiz. To taki typ bohatera. Osoba emocjonalna, niedoskonała, niezdecydowana, z jednej strony silna, z drugiej zakompleksiona. Nie jest „superhero” i nigdy nie miała być. Ale oczywiście w pierwszej części spotyka ją tragedia, więc tu jest najbardziej rozchwiana i najwięcej popełnia błędów. Trudno by w swojej sytuacji zachowała jeszcze pełną zdolność chłodnej analizy faktów. Czytelnik obserwuje ją i sytuację z zewnątrz, więc oczywiście zauważa więcej niż ona. To jest ta moc narratora – prawo do żonglowania informacjami między czytelnikiem i bohaterami. Ale wracając do Anny – oczywiście czas leczy rany, a coś przecież zdecydowało o jej wcześniejszych sukcesach w policji. Więc tak – Anna będzie ulegać przemianie.
Lubię znajdować w kryminałach intrygę wymagającą, która zmusi mnie do dużego skupienia i zaangażowania. "Nic oprócz strachu" takie było. Lubię gdy autor nieustannie kluczy i wodzi mnie za nos. Ciekawi mnie czy lubi Pani, gdy czytelnik znajdzie rozwiązanie zagadki trochę wcześniej czy wręcz przeciwnie, gdy do samego końca uda się Pani go zwieść?
Pozdrawiam :)
Lubię grę z konwencją i grę z czytelnikiem. Tak jak wspomniałam wcześniej – to od autora/narratora zależy, jak będzie żonglował informacjami, ile przekaże bohaterom, ile czytelnikowi. Lubię niekiedy dać czytelnikowi więcej – by on też mógł się poczuć jak władca marionetek :)
Ann z
Jestem strasznie ciekawa, dokąd wyśle Pani Annę w następnej książce - może do Ameryki Południowej lub na Kaukaz (przeczytałam ostatnio "Ósme życie (dla Brilki)" ::)). Jeśli nie może nam Pani jeszcze tego zdradzić, to może zechce Pani chociaż uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, czy będzie to kultura zimna, czy raczej gorąca? Zastanawiam się, czy może mieć wpływ, np. na rodzaj morderstwa, perfidię sprawcy, czy wszystko zależy tylko od wyobraźni autora?
Oczywiście – mogę zdradzić miejsce, ale nie zdradzę tytułu :) Anna w trzeciej części trylogii uda się do Wiednia. Oczywiście jeśli ktoś zna i lubi pojęcie „genius loci”, wie już, że rodzaj morderstw w tej trylogii ma ścisły związek z miejscem akcji. W „Nic oprócz strachu” mamy czystą, minimalistyczną, powściągliwą Szwecję – i truciznę, czyli morderstwo także czyste, bez rozlewu krwi. W „Nic oprócz milczenia” mamy karnawałową Wenecję i bardzo uteatralizowane, po włosku rozbuchane zbrodnie. A Wiedeń... Jest w wiedeńskiej przestrzeni coś specyficznego, szczególnego, co wiąże się ściśle z panowaniem Habsburgów, ich godłem, czyli motywem dwugłowego orła, a także Cmentarzem Centralnym – drugą co do wielkości europejską nekropolią. Oczywiście zbrodnie będą z tym czymś „specyficznym” silnie związane :) A także ze sztuką – akcja toczy się bowiem w środowisku wiedeńskich artystów. A dokładnie – rzeźbiarzy.
"Winda", "Klamki i dzwonki",czy "Nic oprócz strachu" dowodzą, że nie jest Pani autorką jednego gatunku. Coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz mile nas Pani zaskoczy. Może trochę na marginesie: czy lubi Pani poezję? A może "popełniła" Pani już parę wierszy?
Wolę prozę, ale poezję też czytuję. W „Windzie” można przeczytać moje haiku i kaligramy – bo piszą je bohaterki, więc im trochę pomogłam :) W „Klamkach i dzwonkach” znajdziemy liczne nawiązania do poezji Szymborskiej i Baudelaire'a, których uwielbiam. Czy piszę? To, o czym już wspomniałam – haiku i kaligramy, z naciskiem na to drugie. Bardzo lubię poezję konkretną. I mieszkam we Wrocławiu, gdzie nawet na niektórych budynkach wymalowano (bo takiego słowa należy tu użyć) teksty Stanisława Dróżdża. Trudno się nie inspirować.
Czy dostała Pani kiedyś jakiś nietypowy/zabawny prezent od czytelników?
Nie. Ale dostałam kubek z napisem „Po prostu napisz to”. Bywa moją zmorą... :)
Autorka wytypowała do wygranej Ann z, która zwróciła uwagę na miejsce akcji i jego związek ze sposobem dokonywania morderstw.
Gratuluję i proszę o przesłanie danych adresowych na e-maila: iza.81@o2.pl
Ja też zazwyczaj budzę się po 5 rano, więc coś nas łączy z autorką :)
OdpowiedzUsuńA prezent od czytelników bardzo... motywujący :)
A ja o 5 jestem jeszcze nieprzytomna ☺
UsuńBardzo ciekawy wywiad! Brawo za osadzenie akcji w Wenecji. Uwielbiam Wenecję! Życzę Autorce, aby również poprzez Wiedeń zdobyła serca czytelników. Powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło, że Autorka zechciała zdradzić nam tyle szczegółów. Nie mogę się doczekać podróży do Wiednia :) Coś mi się wydaje, że muzyka odegra w tej książce jakieś znaczenie...
OdpowiedzUsuń