niedziela, 17 marca 2019

Dobre miasto - Mariusz Zielke


Tytuł: Dobre miasto 
Autor: Mariusz Zielke
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 482
Ocena: 8/10


Dobre Miasto jest jak każde inne: ma swoje ciemne zaułki i ponure tajemnice, o których nie chcą myśleć pochłonięci codziennymi problemami mieszkańcy. Kiedy zamordowana zostaje żona lokalnego biznesmena, uwielbiana przez wszystkich aktywistka, wzrasta niepokój, mnożą się plotki i rodzą nowe podejrzenia. Wkrótce ma rozpocząć się proces trzech mężczyzn podejrzanych o to brutalne morderstwo. Tymczasem Małgorzata, dziennikarka pochodząca z Dobrego Miasta, odkrywa, jak wiele niedomówień jest w tej na pozór prostej sprawie i jak bardzo nieprawdziwe twarze ukazują jej kolejni rozmówcy. Od tego, komu teraz zaufa, będzie zależało jej życie…

"Każdy z nas ma swój próg zła. Dla każdego nasze zło jest najgorsze."

Muszę powiedzieć, że początkowo trudno było mi odnaleźć się w czasoprzestrzeni, a im dalej w fabułę, też nie było najlepiej. Nie za bardzo przepadam za takimi skokami kilkadziesiąt lat wstecz, to znów w teraźniejszość, a za chwilę jeszcze w inne czasy. Jednakże ostatecznie jakoś pokonałam dla mnie tę niedogodność i potem było już tylko lepiej. Pierwsza połowa lektury jest bardziej stonowana, ale to, co dzieje się w drugiej... to prawdziwa jazda bez trzymanki! Niejednokrotnie autor mnie zmylił, zakpił sobie ze mnie, ale to właśnie lubię  najbardziej w tego typu książkach.

Mieszkam w małym mieście i muszę powiedzieć, że autor posiada doskonałe poczucie takiej miejscowości. Co prawda, nigdy nie widziałam tych braków z Jezioran. Może i one rzeczywiście istnieją? Może kiedyś sprawdzę... 

"Niby w takich miejscowościach jak Dobre Miasto wszyscy się znają, ale to przecież nieprawda. Ile to tajemnic wychodzi z czasem, ile razy człowiek wydaje się znany, a potem okazuje się zupełnie obcy. Patrzysz na uśmiechniętą twarz, myślisz: sympatyczna taka, a potem wychodzi, że to jaki łobuz."

To, co od razu rzuciło mi się w oczy, to to, jak autor ciekawie zobrazował ludzi, którzy przegrali swoje życie, szczęście, miłość, a jeszcze ciekawiej ukazał ludzką nienawiść do tych, którym się powiodło. To taka chyba już nasza polska przywara/cecha. Nie wiem dlaczego cieszymy się z tego, że ktoś ma gorzej niż my, a ci, co lepiej budzą naszą niechęć? Dlaczego za nasze niepowodzenia obwiniamy innych, naszych sąsiadów? Każdy powinien zająć się sobą, żyć swoim życiem i pozwolić robić to samo innym. Pan Mariusz uświadamia, że każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu przywdziewa różne maski. Wszyscy mamy styczność z pozorami, często sami je tworzymy, chcąc coś ukryć, stać się innym dla otoczenia.   

"- Wiesz, jednego się nauczyłem. Nie można oglądać się na szczęście innych. Trzeba zadbać o własne. Wtedy świat będzie lepszy, bo zamiast frustracji dołożymy jeszcze jedną dobrą cegiełkę."

Czytając tę powieść, zastanawiałam się nad problemem zła. Czy małe miasta sprzyjają rozwijaniu się zła? Czy żyjemy zbyt blisko siebie? Nie wiem, trudno mi na to odpowiedzieć. Ale chyba wszędzie zło może być takie samo, tylko że w małych miejscowościach, gdy ktoś zrobi coś złego od razu jest na ustach wszystkich, ludzie go piętnują. Nie ma  czegoś takiego jak anonimowość.

"Ludzie nie zdają sobie sprawy do jakich potworności są zdolni, dopóki nie da im się do tego sposobności, nie stworzy odpowiednich warunków."

Sporo w książce jest scen seksu, ale takiego brudnego, szybkiego, jedynie fizycznego. Moim zdaniem miało to za zadanie podkreślić to, do czego często sprowadzamy relacje z drugim człowiekiem.

Autor zachował idealne proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym a obyczajowym. A zawsze lepiej mi się czyta książki tego gatunku, gdy tło obyczajowe jest dobrze rozwinięte. Natomiast nie do końca przekonał mnie sposób przedstawienia świata dziennikarskiego. Aczkolwiek z drugiej strony w pewnym stopniu było to ciekawe. Poza tym w fabułę wkradł się mały błąd - syn jednego z bohaterów raz jest Damianem, a innym razem Danielem. Mimo wspomnianych przeze mnie kilku mankamentów, Mariuszowi Zielke udało się przeczołgać mnie emocjonalnie. A to dla mnie najważniejsze.  Zaskoczył mnie również język powieści. Tam, gdzie trzeba jest potoczny, a gdzie indziej bardziej elegancki, adekwatny do sytuacji i osób. Wielkie chapeau bas! 

"Dobre miasto" to sugestywny, intrygujący, mroczny, duszny, przesiąknięty wręcz neurotyczną aurą kryminał. To książka o wracającej przeszłości i próbie jej obłaskawienia, o błędnych wyborach, o poszukiwaniu prawdy, o ludziach przegranych, ale i ogromnej potrzebie miłości. Lektura zrobiła na mnie spore wrażenie i chętnie poznałabym kontynuację. I już na sam koniec - każdy z nas jest z jakiegoś dobrego miasta. Ja dosłownie. Nawet ulica, na której mieszkam nosi taką samą nazwę co w książce. Nie wspomnę już o czteropiętrowym bloku. Krótko mówiąc, polecam Waszej uwadze ten tytuł!


6 komentarzy:

  1. Raczej odpuszczę sobie ten tytuł :c niekoniecznie mnie zainteresował no i jeszcze ten brak czasu :c
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tylko znajdę chwilę, przyjrzę się bliżej tej książce. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Interesująca recenzja, ciekawy tytuł. Jeśli kiedyś będę miała możliwość to z przyjemnością przyjrzę się mu bliżej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię takich scen seksualnych w książce. Chyba ją sobie daruję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super zdjęcie! :) A ksiązka wydaje się ciekawa.
    Pozdrawiam,Eli https://czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak poszukać tej książki :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad, skomentujesz, zaobserwuhesz. A ja chętnie zajrzę do Ciebie :)