Strony

wtorek, 25 lutego 2020

Testament Ariany - Françoise Bourdin [Zapowiedź i fragment powieści]



Już 11 marca 2020 r. premiera powieści "Testament Ariany" Françoise Bourdin, która ukarze się nakładem Wydawnictwa Dragon. Mam dla Was opis i pierwszy rozdział książki.

~~~


OPIS:

Ariana przez całe życie walczyła o odzyskanie rodzinnej posiadłości. Powrót do domu, w którym spędziła dzieciństwo, stał się jej obsesją. Po jej śmierci rezydencję otrzymuje w spadku bratanica Anna. To ona jako jedyna z całej rodziny zdawała
się rozumieć Arianę i jej dziwactwa. Po odczytaniu testamentu krewni Ariany są oburzeni – wszyscy liczyli na spadek po ciotce. Z kolei mąż Anny chce jak najszybciej pozbyć się kłopotliwego dziedzictwa. Dom wymaga remontu, a koszty jego utrzymania są wysokie. Poza tym Paul obawia się zyskanej przez żonę niezależności…

Anna nieoczekiwanie staje przed trudnym wyborem – przyjąć spadek, którego wszyscy jej zazdroszczą, czy sprzedać posiadłość i ratować swoje małżeństwo?

~~~


ROZDZIAŁ PIERWSZY 

A więc wszystko dostanie Anna? 
Tak, wszystko. Gdybym komuś innemu zapisała imbryczek do herbaty lub świecznik, zostałoby to potraktowane jako przejaw czarnego humoru. – Ariana Nogaro machnęła niedbale ręką, jakby chciała odpędzić niesforne dziecko, a na jej twarzy zarysował się uśmiech. – Anna to niezwykła kobieta – stwierdziła. – Od zawsze wolałam ją od pozostałych członków rodziny, a człowiek w moim wieku ma prawo do szczerości w kwestii uczuć. Podjęłam decyzję! 
Ale przecież ma pani jeszcze trzech bratanków i bratanicę – przypomniał cierpliwym tonem notariusz. 
Mam też brata i bratową. I co z tego? Dobrze pan wie, że rodziny się nie wybiera. Oni wszyscy, z wyjątkiem Anny, w ogóle się dla mnie nie liczą. – Na jej wychudzonej i pooranej zmarszczkami twarzy duże, jasne oczy zachowały jeszcze resztki blasku, co sprawdzała codziennie rano w lustrze. Wykorzystała to, mierząc notariusza wzrokiem. – No – powiedziała ironicznie – niechże pan nie robi takiej zagniewanej miny, przecież nie chodzi o pana. Kiedy odczyta im pan mój testament, nie pana będą atakować. Zresztą sądzę, że niczego nie oczekują, bo nigdy nie dałam im do zrozumienia, że cokolwiek odziedziczą. Jestem ciotką Arianą, starą wariatką… 
Wstała i przeszła kilka kroków w kierunku smaganego deszczem okna. Przez długą minutę obserwowała, jak krople wody przesuwają się, łączą ze sobą, tworząc strumyki, i spływają po szybie. Silny wiatr krążył wokół budynku, wywołując jęk zniszczonych futryn. 
Pierre – powiedziała, nie odwracając się – jest pan moim przyjacielem, prawda? Tak często podpisywałam w pańskiej kancelarii różne papierki, które zmieniają bieg życia, że może panu przebieg mojego wyda się logiczny, lecz moja rodzina nic z tego nie zrozumie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, proszę im wyjaśnić, że moim jedynym celem było odnalezienie utraconego raju. Poszukiwania te, oczywiście z góry skazane na niepowodzenie, pozwoliły mi jednak przez ponad pół wieku odnajdywać sens życia. 
A jednak – zauważył – przed chwilą powiedziała pani, że była to przegrana sprawa. 
Przegrana, lecz wspaniała! Wzięłam odwet, wróciłam tutaj. 
Aby żyć wspomnieniami? 
Można tak powiedzieć. Zabawa już dawno się skończyła, światła pogasły, a moja młodość odeszła, lecz ja znowu jestem u siebie. U siebie. Moja ziemia, moje ściany, moja tożsamość, kawałeczek horyzontu, który należy do mnie. 
Może odczucia Anny będą całkiem inne? – zaryzykował. 
To nie ma znaczenia. Nie zobaczę tego, bo mnie już tu nie będzie. Nie sądzę, żeby człowiek rozpaczał, będąc sześć stóp pod ziemią lub w niebie. – Zrobiła w tył zwrot i wróciła na fotel. Jedynie światło dwóch lamp z krzywo założonymi kloszami oświetlało pokój, pozostawiając sporą jego część w mroku.  – Jestem chora – oznajmiła bez emfazy. – I proszę mi wierzyć, że nigdy nie będę chora obłożnie. Obiecałam to sobie. Szpital to dla mnie koszmar, a lekarze to osły. Przedłużają ci życie wbrew zdrowemu rozsądkowi. Często staje się to aż nieprzyzwoite. Ale nie chcę też umrzeć tutaj, jakby co, byłoby to niemiłe dla Anny… Czy dostrzega pan ten mój dylemat, przyjacielu? 
Myślała kilka chwil, ważąc wszystkie za i przeciw. 
W pewnym okresie nie ukrywano śmierci, modlono się w jej obecności, czuwano przy zmarłych. Dzisiaj staramy się, aby zmarli jak najszybciej zniknęli nam z oczu, albo też robi się im makijaż, by „dobrze wyglądali”. Boimy się śmierci, zasłaniamy ją, ukrywamy. Co za idiotyzm! W proch się obrócimy, to jedna z niewielu rzeczy, której wszyscy możemy być pewni. 
Ariano – szepnął notariusz – zbyt wiele pani o tym mówi. Sporządzenie testamentu ściągnęło na panią czarne myśli. 
Wręcz przeciwnie, ulżyło mi, że wszystko uporządkowałam. Podczas bezsennych nocy będę mogła sobie wyobrażać, że Anna mieszka tutaj. Z jej charakterem. I pod warunkiem, że postawi na swoim… – Zdenerwował ją grymas wątpliwości rysujący się na twarzy notariusza, lecz zdecydowała, że nie będzie zwracać na niego uwagi. – Kiedy mnie odwiedza, a przypominam, że jest jedyną osobą, która znajduje czas dla swojej starej ciotki, jej obecność jest dla mnie zawsze cudownie ożywcza. Nigdy mi nie współczuje, rozmawiamy, jakbyśmy były w tym samym wieku. Nie proponuje, że zrobi mi zakupy, nie radzi, bym odpoczęła, nie pyta, czy wzięłam lekarstwa, jednym słowem, unika tych wszystkich bredni, które serwuje się starszym. Wystarcza jej rozmowa o tym i owym, następnie zjadamy ciastka, które przynosi mi za każdym razem… Wie, że przepadam za słodyczami. W podziękowaniu proponuję jej kieliszeczek porto, a ona udaje, że to docenia. To jej jedyne ustępstwo. A poza tym… – Pochylona do przodu, pomachała palcem wskazującym przed twarzą notariusza, który słuchał jej z uśmiechem na ustach. – A poza tym lubi mojego psa! 
Roześmiali się razem jak starzy wspólnicy, którymi zresztą byli. Pies, o którego chodziło, to pięćdziesięciokilogramowy brytan, łagodny i uczuciowy, który jednak przerażał gości. 
Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, nie krzyknęła jak ten idiota, mój brat: „Ugryzie cię albo co najmniej przewróci, oszalałaś, słowo daję!”. Nie, Anna jest człowiekiem innego pokroju. Stwierdziła, że zwierzak jest ładny, robi wrażenie i że będę z nim bezpieczna. Jej zdaniem jest lepszy niż alarm. W rzeczywistości Goliat, pomimo swojej niesłychanej żarłoczności, to przede wszystkim wspaniały towarzysz. 
Lubi pani Annę, ponieważ ona lubi psy? – zdziwił się notariusz. 
To jeszcze jeden plus dla niej. Ale oczywiście są rzeczy ważniejsze. Ma silną wolę. Fantazję i niesamowitą osobowość. To wszystko, czego pozostali nie mają. Mój brat i jego żona spłodzili dzieci równie banalne jak oni sami! 
Jest pani surowa. 
Nie mam już czasu, żeby bawić się w kurtuazyjne kłamstwa. 
Notariusz przyglądał jej się przez chwilę z podziwem, przed którym nie umiał się obronić. Ariana wiedziała, że uważa ją za osobę niezwykłą i to nie dlatego, że jest staruszką, lecz dlatego, że była niezwykła. Dowód na to stanowiła jej burzliwa przeszłość. Nie ulegając słabości, pokonała wszystkie przeszkody na swojej drodze, nie była Panią Byle Kto. 
Ariano, powinna pani ocenić konsekwencje swojej decyzji. Tego rodzaju testament może spowodować… wybuch w pani rodzinie. Widziałem już w mojej kancelarii ludzi, którzy znieważali się wzajemnie z powodu mniejszego majątku. Nawet w przypadku dobrze podzielonych spadków zazdrość wychodzi na światło dzienne, urazy wypływają na powierzchnię. Można by powiedzieć, że tam, gdzie chodzi o pieniądze, nie ma miejsca ani na miłość, ani na szacunek. 
A więc jest to dobry sposób, aby odkryć prawdę na temat uczuć, jakie do siebie żywimy, prawda? 
Ciągnął, ignorując jej cynizm: 
Może oddaje pani Annie niedźwiedzią przysługę? Jej priorytety niekoniecznie muszą być… takie jak pani. Opinia jej męża także będzie miała znaczenie. 
Zrobi, co zechce – ucięła oschle Ariana. 
Zapadła między nimi cisza aż do chwili, gdy Ariana powiedziała cicho: 
Słyszy pan ocean? 
Nadstawił uszu, po czym skinął głową. 
Dzisiejszego wieczoru zdaje się być bardzo wzburzony. 
Kiedy byłam dzieckiem, uwielbiałam patrzeć, jak grube grzbiety spienionych fal rozbijają się na piasku. Ojciec nauczył nas, że należy być ostrożnym. W takie dni nie pływaliśmy, poprzestawaliśmy na przyglądaniu się. Teraz jestem ograniczona tylko do tego, wiek oraz stan zdrowia pozwalają mi jedynie patrzeć, a więc patrzę, ile mogę. Na szczęście udaje mi się jeszcze chodzić na krótkie spacery, widzę wtedy plażę z daleka lub wałęsam się aż do sosnowego lasu. Marzę tam o dawnych dobrych czasach, kiedy pozyskiwano żywicę… 
Zawsze z niesłychaną nostalgią wymawiała nazwę tej czynności. Kiedy mogła już wykupić rodzinną posiadłość oraz nieznaczną część lasu, żywicowanie było już faktycznie zakończone. Od lat osiemdziesiątych nie pozyskiwano żywicy, a całe drewno z lasów Gaskonii było przeznaczone dla przemysłu papierniczego. Za jaką ułudą goniła, chcąc odzyskać to miejsce? To prawda, że dzięki sośnie, kiedyś nazywanej „złotym drzewem”, jej ojciec się wzbogacił. Stało się tak, gdyż posiadał wtedy duży obszar lasu. Złe zarządzanie majątkiem, nieustające konflikty z zatrudnionymi przy zbiorze żywicy robotnikami oraz dosyć kosztowne gusta całkiem go jednak zrujnowały. Gdy Ariana kończyła osiemnaście lat, sprzedał ziemię, a potem dom. Przygnębiające były te ostatnie urodziny w na wpół ogołoconych z mebli pokojach. Pięćdziesiąt pięć lat później Ariana nadal zachowała o tym bolesne wspomnienie. Niektórzy goście wycofali się pod różnymi pretekstami, bufet okazał się nader skromny, bo nie można było wezwać tego masarza, co zwykle, a jej koledzy i koleżanki z prywatnej szkoły, w której spędziła wszystkie lata nauki, patrzyli na nią z pogardliwym współczuciem. W niewielkim świecie właścicieli lasów było powszechnie wiadomo, że rodzina Nogaro straciła swoje wpływy, gdyż ojciec zbankrutował. Ach, jak przygnębiające było to słowo! Landyjska burżuazja lat pięćdziesiątych bez litości odrzucała wszystkich, którzy nie należeli do jej środowiska. Ariana poczuła się wykluczona i nieszczęśliwa. Dla wychowanej w luksusie i beztrosce młodej dziewczyny były to wstrętne odczucia.  
Tamtego wieczoru, skulona na łóżku, gdy sen nie nadchodził, przysięgła sobie, że weźmie odwet. Przyrzeczenie to ponowiła, stojąc przed ciężarówką do przeprowadzek. Ze ściśniętym sercem patrzyła, jak to, co pozostało z dawnego życia rodziny Nogaro, zgromadzono w naczepie, podczas gdy jej ojciec ostatnim smutnym spojrzeniem obejmował fasadę ich domu. „Wrócę tu” – pomyślała tak intensywnie, że aż łzy napłynęły jej do oczu. To przyrzeczenie – czy może wyzwanie – miało niewielkie szanse na spełnienie, jednak Ariana zrobiła z niego swoje życiowe credo i doprowadziła do jego realizacji. 
Kiedy rodzice zamieszkali w Biarritz, ten idiota, mój brat, okazał się całkiem zadowolony! Miał dopiero jedenaście lat, więc nowe miejsce przypadło mu do gustu. Olśnił go miejski ruch, bo nigdy nie lubił odosobnienia naszego dawnego domu. Podobała mu się nawet ciasna willa, w której mieszkaliśmy stłoczeni. Można powiedzieć, że wreszcie był w swoim żywiole. Ja zaś czułam się unicestwiona. 
Ariana była ładną dziewczyną – choć troszkę chłopczycą, do jej ulubionych rozrywek należało dotychczas bieganie po sosnowym lesie i rzucanie się w fale oceanu – i szybko zrozumiała, co leży w jej interesie. Postawiła nagle na pełną wdzięku kobiecość, która niezawodnie przyciągała spojrzenia… oraz konkurentów. Niespełna rok później poślubiła starszego od siebie mężczyznę, posiadającego spory majątek. Pierwszy krok ku osiągnięciu celu. Za nim przyszły następne. 
Pierre, musi pan wiedzieć, że to nie była kwestia pieniędzy. 
Notariusz znowu poczuł sceptycyzm. Wszystkie trzy małżeństwa Ariany – dwukrotnie rozwiedzionej, raz owdowiałej – bezsprzecznie ją wzbogaciły. 
Nie, pieniądze były tylko środkiem. Dążyłam do celu, którego trzymałam się rękami i nogami. Przez ten czas, gdy wytyczałam swoją drogę, nasz dawny dom był wielokrotnie sprzedawany i kupowany. Nikomu się w nim nie podobało, więc przechodził z rąk do rąk. Śledziłam sprawę z daleka i czekałam, aż nadejdzie odpowiednia pora. 
Wcześnie zaczęła radzić się Pierre’a Laborde’a, młodego notariusza z Dax. Chociaż nie skończyła studiów, miała wrodzony talent do robienia interesów. W każdym razie swoich interesów. 
Kiedy wreszcie odkupiłam dom, brat powiedział z typową dla siebie oryginalnością: „Słowo daję, jesteś wariatką!”. 
Proszę nie czynić ciągle wyrzutów Gauthierowi – zaprotestował Laborde. – Umiejętność zadowalania się tym, co się ma, jest cnotą. 
Doprawdy? 
Kpiła jeszcze, lecz ta uwaga ją dotknęła. Jeśli o nią chodziło, nigdy nie czuła się zadowolona, z wyjątkiem tego dnia, gdy wreszcie trzymała w ręku pęk kluczy do posiadłości Nogaro. Czy to z braku wyobraźni, czy z powodu zaniedbania kolejnych właścicieli zostawiono tę łatwą do zapamiętania nazwę. 
Gauthier pokierował swoim życiem najlepiej, jak potrafił – przyznała. – Założył rodzinę, lubił swój zawód, a dziś żyje sobie spokojnie na emeryturze. Tym lepiej dla niego. Ale nie podoba mi się, że wciąż traktuje mnie, jakbym była niespełna rozumu. 
Nie zrozumiał pani postępowania. 
To oczywiste, on nic nie rozumie. To, że odkupuję nasz dom z czasów dzieciństwa, mogło wydać mu się wspaniałe albo przynajmniej zabawne, a jednak był tym wyłącznie skonsternowany. Wie pan, co powiedział, kiedy oznajmiłam mu, jaką zapłaciłam cenę? 
„Słowo daję, jesteś…”. 
Tak, wariatką. Nigdy za bardzo nie wiedział – lub też nie chciał wiedzieć – że mam pieniądze. Ani tym bardziej, co z nimi robię. Ponieważ zawsze żyłam oszczędnie, zajęta gromadzeniem kwoty potrzebnej na ten zakup, być może sądził, że jestem bez grosza. Albo że jestem skąpa! 
Na wspomnienie wojowniczej radości, jaką poczuła w dniu podpisania umowy, błogi uśmiech zagościł na jej twarzy. Po wyjeździe sprzedających Pierre wyjął szampana. Niepokoiło go, czy Ariana – skoro osiągnęła swój cel – nie pogrąży się w nudzie bądź melancholii. Serdecznie roześmiała się na tę myśl. Nudzie? Na Boga, nie! Przejęcie posesji zajmie ją przez jakiś czas. Choć samotna, nie potrzebowała nikogo, by cieszyć się z powrotu do domu. Zresztą brata zaprosiła dopiero po miesiącu, kiedy już urządziła swój dawny pokój. 
Obszedł pokoje, robiąc wielkie oczy, jakby nigdy tu nie mieszkał. Potem oświadczył, że ta „buda” to prawdziwe „koszary”. Próbowałam przywołać nasze wspomnienia z dzieciństwa, lecz on niemal wszystko zapomniał. Nie odczuwał żadnych emocji, nic oprócz zrozpaczonego osłupienia. Co do jego żony, nie ma o czym mówić. Gdybym kazała jej zwiedzić muzeum horroru, okazałaby takie samo niezadowolenie. Potem kolejno przychodzili moi bratankowie, każdy osobno, lekko zaintrygowani, trochę nadąsani, w każdym razie w żaden sposób niezainteresowani, i oczywiście tylko Anna uznała dom za nadzwyczajny. Więc czego pan chce? Co zasiałeś, to i zbierać będziesz. Nie czuję się wobec nikogo zobowiązana. 
Ogarnięta nagłym zmęczeniem, westchnęła głęboko i usadowiła się wygodnie w fotelu. 
Pójdę już – wyszeptał Pierre. – Potrzebuje pani czegoś? 
Nie. – Zaśmiała się szyderczo. – Mam niewiele potrzeb i to jest moją siłą! 
A jednak przy tym słabym oświetleniu wyglądała mizernie i notariusz zastanawiał się, jak bardzo jest chora. Nie mógł jej o to zapytać, bo ich zażyłość nie sięgała aż tak głęboko. 
Starannie ułożył dokumenty w teczce i pożegnał się, obiecując, że niebawem znów przyjedzie. Obietnica, której zdecydował się dotrzymać, ponieważ darzył Arianę Nogaro szczególną sympatią. 
• 
Anna po raz ostatni sprawdziła uzyskane wyniki, po czym włączyła drukarkę. Chociaż lubiła cyfry, dzisiaj dość się napracowała, już więcej nie mogła. Wyjęła kartki z podajnika, spięła spinaczem i wsunęła do dokumentacji klienta. 
– Jedna rzecz z głowy – mruknęła. 
Dzień dobiegał końca. Niebawem miał wrócić Paul. Weszła do kuchni i machinalnie zerknęła na dwór. Oświetlająca malutki ogródek latarnia zapalała się automatycznie wraz z zapadnięciem zmroku, rzucając nieco światła na żwirowaną alejkę, dwa prostokąty trawnika i biały płotek. Posadzone wzdłuż ścian krzewy róż latem kwitły obficie, lecz teraz, pod koniec zimy, widać było tylko nagie ciernie. Niebawem Paul je przytnie. 




Skusicie się na tę powieść? 😉


4 komentarze:

  1. Książka zapowiada się naprawdę ciekawie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie więc mogłabym sięgnąć po tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi ciekawie, ale poczekam jeszcze na Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze trudno mi ocenić książkę zaledwie po jakimś wybranym, na pewno nie przypadkowo, fragmencie. Nigdy się nimi nie sugeruję.
    Ta historia do mnie nie przemawia.

    Pozdrawiam,
    Karolina z TAMczytam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad, skomentujesz, zaobserwuhesz. A ja chętnie zajrzę do Ciebie :)