Strony

sobota, 15 czerwca 2019

Zło w zarodku - J.A. Redmerski [Rozdział pierwszy]

Już 26 czerwca premiera czwartego tomu serii W towarzystwie zabójców J.A. Redmerski "Zło w zarodku". W związku z tym dzięki uprzejmości Wydawnictwa NieZwykłego mam dla Was przedsmak 😍 czyli cztery pierwsze rozdziały książki. Na początek rozdział pierwszy. Kolejne niebawem. 😊

~~~

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Izabel

Dwadzieścia cztery godziny wcześniej…

Wbiegam do środka jako pierwsza, ale Victor i Niklas wchodzą zaraz za mną. W moich oczach lśnią łzy wściekłości. W całym domu jest ciemno; korytarz rozświetla tylko jedno, wyjątkowo słabe światło. W powietrzu unosi się zapach kawy. Doszło tutaj do walki. Dwa kuchenne krzesła leżą na podłodze. Ktoś pociągnął za obrus i zrzucił ze stołu miskę ze świeżymi owocami. Banany, jabłka oraz pomarańcze znajdują się na karmelowych kafelkach.
– Dina! – krzyczę, biegnąc w głąb domu. Przez cały czas trzymam palec na spuście. – Dina, jesteś tu?! – wołam, ale nikt nie odpowiada.
– Nie ma jej, Izzy – odzywa się Niklas.
– Dina!
– Izabel…
– Zamknij się! – warczę, lecz kiedy tylko odwracam głowę, staję jak wryta i momentalnie się uspokajam. Tym razem to Victor mnie wołał.
Niklas zostawia nas samych i przechodzi przez próg do salonu, by sprawdzić pozostałe pomieszczenia.
Victor natomiast podchodzi bliżej. Mała, ledowa lampka zawieszona na przeciwległej ścianie korytarza oświetla nikłym światłem jedną stronę jego ciała, podczas gdy druga pozostaje w cieniu.
– Posłuchaj mnie. – Kładzie dłoń na mojej szyi. – Musisz się uspokoić. Dina nadal żyje, za to ty, właśnie przez takie emocjonalne podejście, możesz kiedyś zginąć. Popatrz na mnie, Izabel.
Kiedy unoszę wzrok z podłogi, po moich policzkach spływają łzy. Ocieram skórę pod nosem bokiem dłoni, w której wciąż kurczowo ściskam swoją broń.
– Skąd możesz wiedzieć, czy ona jeszcze żyje? – Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
– Skoro nie ma tu jej ciała, to żyje. Ktokolwiek ją porwał, na pewno czegoś od nas chce. Nie zabije jej, bo Dina jest zakładniczką.
Pamiętam, kiedy to ja byłam zakładniczką… albo raczej Sarai. Sarai była przetrzymywana jako zakładniczka w Meksyku.
Ocieram łzy, jednak nadal przepełnia mnie furia. Nie płaczę przecież ze smutku; płaczę, bo jestem wściekła. Kocham Dinę, tak jakby była moją rodzoną matką. Nie mam pojęcia, kto mógł ją odnaleźć i porwać z kryjówki w New Jersey, ale wiem jedno – ten ktoś zginie z moich rąk. Zamorduję go!
Gdy Niklas zapala światło, rozlega się ciche kliknięcie.
– Jest kolejna wiadomość! – woła.
Przepchnąwszy się obok Victora, pędem ruszam w stronę salonu. Wyrywam Niklasowi małą karteczkę zapisaną ołówkiem i najpierw czytam notatkę w milczeniu, a potem powtarzam ją na głos.

Na rogu Sześćdziesiątej Szóstej ulicy i Town Street w New Brunswick stoi opuszczony budynek z czerwonej cegły. Spotkajmy się tam dziś o drugiej w nocy.
PS: Niech Dorian Flynn zadzwoni do swojej byłej żony.

Victor z Niklasem wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Patrzę na ukochanego, a potem na jego brata, kiedy nagle kątem oka zauważam ciało leżące na podłodze za kanapą. Tak właściwie to widzę tylko czarny but oraz długą, nienaturalnie wygiętą nogę. Nie mówię jednak ani słowa, bo Niklas i Victor z pewnością już je dostrzegli. To ochroniarz, którego przysłali tu, by dbał o bezpieczeństwo Diny. To, co się tutaj stało, jest więc aż nazbyt oczywiste – porywacz włamał się do domu Diny, zabił jej ochroniarza, a potem z nią uciekł.
– Czekaj… czyli to… była żona Doriana jest za to odpowiedzialna? – pytam Victora. – Że niby ona porwała Dinę? Kim ona jest? Gdzie mieszka?!
Victor wyjmuje telefon z kieszeni marynarki i przesuwa palcem po ekranie.
– Victor!
Unosi dłoń, by mnie uciszyć, kiedy ktoś po drugiej stronie – zapewne Dorian – odbiera połączenie.
Zaciskam zęby, czekając z niecierpliwością.
– Tak, znaleźliśmy kolejną wiadomość – mówi do telefonu, po czym słowo w słowo powtarza jej treść. – Czy twoja była żona byłaby w stanie…
– Przełącz na głośnomówiący! – przerywam mu prędko, podchodząc o krok bliżej.
Victor bez wahania odsuwa komórkę od ucha, a kilka sekund później w salonie rozlega się głos Doriana.
– Tessa nie poradziłaby sobie nawet z porwaniem pieprzonej chihuahua’y. Nie ma szans, żeby… – Nagle przerywa.
Patrzymy na siebie zaskoczeni.
– Dorian? – odzywam się. Nie jesteśmy pewni, co się dzieje po drugiej stronie połączenia.
Mija jeszcze chwila, ale w końcu znów słyszymy jego głos.
– Zaraz do was oddzwonię – oświadcza, po czym natychmiast przerywa połączenie, nie dając Victorowi powiedzieć ani słowa więcej.
– Co tu się, kurwa, dzieje? – mamrocze pod nosem Niklas.
Obchodzi skórzaną sofę w swoich czarnych, motocyklowych butach i z bronią wystającą zza paska spodni. Przykuca nad ciałem martwego mężczyzny, a następnie zapala papierosa.
– Co ty wyprawiasz, dupku? – Podchodzę do niego natychmiast i wytrącam mu fajkę z ręki, a ta ląduje na drewnianej podłodze, iskrzy się jeszcze przez chwilę, po czym zaczyna przygasać. – To jest dom Diny, Niklas, a Dina nie pali! Nie będziesz tutaj kopcił, rozumiesz?! Victor zaciska dłonie na moich ramionach, ostrożnie odsuwając mnie w tył.
– Panuj nad tą swoją dziewczyną, co, bracie? – warczy Niklas z wyraźnym niemieckim akcentem, do którego przyzwyczaiłam się już tak bardzo, że ledwo go zauważam.
Mruczy coś jeszcze pod nosem, po czym podnosi papierosa i odwraca głowę w moją stronę. – Wiem, że jesteś wkurwiona, Izzy, ale nie pozwolę, żebyś wyżywała się na mnie.
– Przestań mnie tak nazywać!
– Izabel, twoja kłótnia z Niklasem w żaden sposób nie pomoże pani Gregory – szepcze Victor prosto do mojego ucha. – Uspokój się albo odwiozę cię do Bostonu.
– Nie zrobiłbyś tego – burczę, nawet na niego nie patrząc, choć tak naprawdę wiem, że zrobiłby to bez wahania.
– Będę musiał, Izabel – mówi spokojnie, odsuwając ode mnie swoje dłonie. – Jeśli będziesz podchodzić do tej sprawy zbyt emocjonalnie, to pani Gregory może przez ciebie zginąć. Zapomnij na chwilę o nienawiści do mojego brata i skup się na tym, co istotne, zgoda?
Spoglądam na Niklasa, który nadal kuca na podłodze i gasi papierosa o podeszwę swojego buta, po czym zaczyna przeszukiwać kieszenie martwego ochroniarza.
– Stałeś się potwornie miękki, bracie – stwierdza, odwrócony plecami do nas. – Pozwalasz, aby kobieta mówiła ci, co masz robić. – Wstaje z podłogi i patrzy Victorowi w oczy. – Nie tym się zajmujemy. Nie ratujemy staruszek ani nie wyrywamy pyskatych suk z rąk meksykańskich baronów narkotykowych. Co będzie dalej, Victor? Kotki, które utknęły na drzewie? Szczeniaczki, które wpadły do kanałów?
Zaciskam zęby, ale nic nie mówię. Na szczęście Victor nie ma problemu z zachowaniem spokoju, bo mając Niklasa za brata, już dawno przyzwyczaił się do takich pyskówek.
– Nie tylko Izabel podchodzi do tej sprawy zbyt emocjonalnie – dodaje Niklas z wyrzutem, po czym znika za rogiem. Chwilę później słyszymy, jak trzaska za sobą tylnymi drzwiami.
Odwracam się, by spojrzeć na ukochanego.
– To nie jest odpowiedni moment – oświadcza, nim mam chociaż szansę się odezwać. Doskonale wie, co chciałabym teraz powiedzieć.
Mimo wszystko ma całkowitą rację. Skupiam więc myśli wyłącznie na Dinie i osobie, która ją porwała. A może porywaczy było więcej?
– Jak myślisz, czego od nas chcą? – pytam, rozglądając się po salonie w poszukiwaniu innych śladów.
– Mogą chcieć wielu rzeczy – odpowiada i przechodzi obok mnie, by samemu przyjrzeć się ciału. Przysiada na podłodze, zupełnie tak, jak przed chwilą robił to jego brat. – Obawiam się, że wrogów nam nie brakuje.
No cóż… to raczej spore niedopowiedzenie.
Przełykam nerwowo ślinę, a następnie podchodzę do stolika obok kanapy. Stoi na nim ulubiona szklana misa Diny, którą ta zawsze wypełniała słodyczami. Miała ją, odkąd się poznałyśmy, i zawsze wsypywała do niej moje ulubione łakocie. Gdy byłam mała, były to cukierki Sweet Tarts, a kiedy nieco dorosłam, czekoladki z masłem orzechowym Reese’s. Siadam na stoliku obok miski i opieram łokcie na udach, po czym opuszczam głowę, podpierając czoło rękoma. Czuję się wykończona.
Victor wstaje z podłogi i odwraca się, by na mnie spojrzeć. Kiedy ekran telefonu, który nadal trzyma w dłoni, zaczyna świecić, naciska zieloną słuchawkę i przełącza rozmowę na głośnik.
– Tessa nie odbiera – oświadcza Dorian z wyraźnym zdenerwowaniem. – Jadę do jej domu. Zawiadomię was, kiedy tylko się czegoś dowiem. – Rozłącza się.
Jestem pewna, że wszyscy myślimy teraz dokładnie to samo. Nawet Niklas, który właśnie wszedł z powrotem do domu i dołączył do nas w salonie.
– To co, chyba mówimy jednak o dwóch porwaniach, hm? – zagaduje.
Victor przytakuje ruchem głowy, po czym chowa telefon z powrotem do kieszeni marynarki.
– To nie jest robota amatorów. – Wzdycha. – Wiedzieli, gdzie znaleźć panią Gregory, chociaż w ostatnim roku przenosiliśmy ją trzy razy. – Wskazuje palcem na ciało. – I raczej wątpię, żeby dowiedzieli się tego od niego.
– Ale dlaczego porwali Dinę i byłą żonę Doriana? – dopytuję.
– Cóż, jedyny wspólny mianownik jest taki, że ty i Dorian jesteście członkami tej samej organizacji. Czegokolwiek chcą ci ludzie, to musi mieć związek z naszym Zakonem.
– Myślisz, że porwą kogoś jeszcze? – Podnoszę się ze stolika.
– Niewykluczone. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale… no cóż, wszystko zależy od tego, jak wielu z nas ma jeszcze bliskich poza organizacją.
Patrzę na Victora, a następnie na Niklasa i chociaż nie mówię ani słowa, obaj z pewnością wiedzą, o co chcę zapytać.
Niklas kręci głową, zmuszając się do uśmiechu.
– Chyba oboje doskonale wiecie, jak bardzo mam w dupie wszystkich wokół. Jedyną osobą, na której mi zależy, jest mój brat – oświadcza, patrząc mi głęboko w oczy.
Odpowiadam mu równie wymuszonym uśmiechem, po czym odwracam się w stronę Victora.
Ten jednak się nie odzywa. Wszyscy wiemy, że tak jak Niklas nie ma żadnych prywatnych kontaktów.
– A co z Fredrikiem? – pytam, jednak zaraz tego żałuję.
Niklas wybucha śmiechem i kręci z niedowierzaniem głową.
– Ty tak serio, Izabel? – warczy sarkastycznie.
Chciałabym odburknąć mu, że jest dupkiem, ale tym razem nie mogę się z nim kłócić.
Kilka miesięcy temu Fredrik stracił jedyną osobę, na której mu zależało… jedyną osobę, którą kiedykolwiek kochał. Zabił ją własnymi rękami, był zmuszony pozbyć się jej tak, jak człowiek pozbywa się zarażonego wścieklizną psa. Fredrik Gustavsson jest teraz najmniej zaangażowaną emocjonalnie osobą w całej naszej organizacji i szczerze wątpię, by kiedykolwiek mogło się to jeszcze zmienić.
Trzy godzimy później siedzimy we trójkę w pokoju hotelowym w New Brunswick w stanie New Jersey, kiedy Dorian ponownie dzwoni do Victora.
– Nie ma jej – oświadcza od razu, próbując powstrzymać drżenie swojego głosu. – Jej dom… ktoś przewrócił wszystkie pokoje do góry nogami i… Kurwa mać, Faust, oni ją porwali!
Nigdy dotąd nie słyszałam, by Dorian reagował na coś w taki sposób. Nie miałam nawet pojęcia, że on był kiedyś żonaty. Przez cały czas trudno mi w to uwierzyć. Nie wyglądał na faceta, który chciałby wiązać się z kimś na stałe.
– Nie znalazłem żadnej pieprzonej wiadomości. Przestali zostawiać za sobą te jebane okruszki…
– To dobrze – przerywa mu Victor. – Jak szybko możesz tu przyjechać?
– Na pewno przed drugą w nocy. Masz to, kurwa, jak w banku!
– W takim razie zobaczymy się na miejscu – oświadcza, ale zanim przerywa połączenie, postanawia dodać coś jeszcze. – Przywieź ze sobą Fredrika.
– Fredrika? Przecież ja nawet nie wiem, gdzie go znaleźć… – Dorian brzmi teraz na jeszcze bardziej zmartwionego. Pewnie boi się, że jeśli będzie musiał szukać swojego byłego partnera, to nie zdąży dotrzeć na spotkanie o drugiej w nocy.
– Po prostu spróbuj go odnaleźć. Jeśli ci się nie uda, to trudno. Przyjedziesz tu sam i jakoś poradzimy sobie bez niego.
Co prawda Dorian i Fredrik nie są już partnerami, ale obaj nadal przebywają w Baltimore, podczas gdy nowa partnerka Doriana i była agentka CIA, Evelyn Stiles, została przeniesiona przez Victora gdzieś do Francji.
Niklas nie przywykł do oglądania swojego brata w tak pobłażliwym wydaniu, więc przez cały czas na ma twarzy minę, jakby chciał powiedzieć: „Wy sobie chyba, kurwa, żartujecie”. Obserwuję go, kiedy krzyżuje na klatce piersiowej ręce zakryte długimi rękawami czarnej jak noc koszuli, której jak zwykle nie włożył w czarne dżinsy. Niklas zawsze ma na sobie ciemne ubrania i te same, motocyklowe buty. Na tle czarnego ubioru wyróżnia się jedynie jego srebrna sprzączka od paska. Niklas jest jednym z tych zadbanych, ale niechlujnych typów, którzy zawsze mają na twarzy niewielki zarost i nie fatygują się, by układać włosy. To człowiek, który prawie niczym się nie przejmuje, a już w szczególności tym, by zrobić na kimś wrażenie. Co zabawne, mimo to przyciąga do siebie kobiety, tak jak gówno przyciąga muchy. Pod tym względem on i Dorian są do siebie niesamowicie podobni. Ci dwaj mają ze sobą wiele wspólnego, ale dla mnie istnieje pomiędzy nimi jedna, wyraźna różnica: Doriana mogę tolerować, bo on nigdy nie próbował mnie zabić.
– No więc, chyba pozwolenie Fredrikowi na zrobienie sobie krótkiej przerwy nie było najlepszym pomysłem, co? – odzywa się Niklas.
– Najwyraźniej – odpowiada mu Victor, wkładając telefon do kieszeni marynarki. – Ale nie mogliśmy przewidzieć, że stanie się coś takiego. Poza tym nie panikujmy, być może wcale nie będzie nam potrzebny. Miejmy nadzieję, że nie będzie.
Patrzę na zegar stojący na nocnej szafce pomiędzy dwoma podwójnymi łóżkami.
– No cóż, Dorian ma całe cztery godziny, żeby go znaleźć – mówię. – Ale jakoś wątpię, żeby mu się poszczęściło.
– Ja również – przyznaje Victor. – Jakoś sobie poradzimy, ale… – przerywa na chwilę i uważnie mi się przygląda. – Wiesz, Izabel, pomyślałem, że może ty mogłabyś do niego zadzwonić. Być może Fredrik odebrałby telefon od ciebie…
– Victor, przecież on już za mną nie rozmawia. – Kręcę głową. – Nie gada ze mną od czasu tej sytuacji z Seraphiną i… mówiłam ci już o tym, zresztą więcej niż raz. Cholera, zaczynam się czuć, jakbyś…
– Masz rację, przepraszam – przerywa mi, na co Niklas przewraca oczami. – Nie chodzi mi o zaufanie, Izabel. Jestem pewien, że w tej sprawie mnie nie okłamujesz, ale po prostu mam wrażenie, że mimo wszystko Fredrik nadal mógłby chcieć z tobą porozmawiać. – Nie. Nie będzie chciał – warczę lodowatym tonem głosu, bo w tej sprawie jestem całkowicie pewna swego. Sama wielokrotnie próbowałam porozumieć się z Fredrikiem, ale ten odtrącał mnie za każdym razem. I za każdym razem to tak cholernie bolało. – Wiesz co, Victorze, skoro sam pozwoliłeś mu zrobić sobie wolne, to chyba powinniśmy bardziej martwić się o to, dlaczego nie odbiera telefonów od ciebie.
– Ech, nienawidzę się za to, że to mówię, ale ona ma rację – przyznaje Niklas.
– Jak mówiłem, na razie nie mamy powodów do zmartwień. Jeśli będzie trzeba, to jakoś sobie poradzimy, ale być może nawet nie będziemy potrzebować Fredrika.
Tak, być może nie będziemy, ale jeśli okaże się nam potrzebny, to prawdopodobnie mamy przechlapane.
Fredrik nadal jest ważnym członkiem naszej organizacji – cholera, właściwie jednym z najważniejszych – ale jest przy tym niebezpieczny i niezrównoważony. Nie mówię tutaj o tym, co robi w pracy, bo nadal jest przerażająco dobry w przesłuchiwaniu innych, ale emocjonalnie… no cóż, on już nie ma żadnych emocji. Odkąd stracił Seraphinę, jedyną kobietę, którą kiedykolwiek kochał, która rozumiała go i pomagała mu kontrolować jego żądze oraz zachcianki, Fredrik nie jest już tym samym człowiekiem. Teraz jest ucieleśnieniem ciemności; niebezpiecznym, choć przepięknym mężczyzną, w którego ciele żyje bestia tak przerażająca, że boję się jej nawet ja, chociaż niełatwo mnie przestraszyć.
Nigdy wcześniej sobie tego nie wyobrażałam. Cholera, przecież nawet nie wpadłoby mi to do głowy, ale czuję, że Fredrik mógłby mnie zabić. Nie chodzi o to, że obrał mnie sobie za cel albo że mógłby zaryzykować swoje miejsce w Zakonie Victora, by się mnie pozbyć, ale gdyby z jakiegoś powodu miał mnie torturować czy uśmiercić… no cóż, czuję, że zrobiłby to bez wahania.
Fredrik, którego kiedyś znałam, już nie żyje.
Chwilę później Niklas wychodzi do swojego pokoju, który znajduje się na końcu hotelowego korytarza.
– Izabel… – Victor siada przy stole obok okna. – Musisz być przygotowana na to, co może się tam stać.
– Ale co masz na myśli?
Wstaję z łóżka, na którym siedziałam, i podchodzę bliżej, po czym zajmuję miejsce na pustym krześle naprzeciwko Victora. Ma na sobie swoje eleganckie spodnie oraz białą koszulę. Spoglądam na jego podwinięte rękawy i nabrzmiałe żyły odznaczające się pod skórą, które przebiegają wzdłuż ramion, nadgarstków oraz silnych dłoni spoczywających na blacie.
Wiem, co zamierza powiedzieć, ale mimo to uważnie go słucham. Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej martwię się o Dinę.
– Rozumiem, jak bardzo zależy ci na pani Gregory, ale pod żadnym pozorem nie możemy wyjawić porywaczom jakichkolwiek informacji na temat naszego Zakonu.
– Nie negocjujemy z terrorystami – mówię z nutką sarkazmu w głosie. – Jasne, przecież doskonale o tym wiem. Nie zrobię tego, ale też nie mogę pozwolić Dinie zginąć. – Być może nie będziesz miała wyboru – stwierdza ze spokojem, na co z całej siły zaciskam zęby. – Izabel… od początku zdawałaś sobie sprawę z tego, jak wiele ryzykujesz, decydując się na to życie, prawda? Wiedziałaś, że coś takiego może się stać już od dnia, kiedy oficjalnie wstąpiłaś w szeregi naszego Zakonu.
Wzdycham głośno i opuszczam głowę, próbując powstrzymać łzy.
– Tak – szepczę z niepowstrzymanym żalem. Czuję jego dłonie na swoich, ale nie potrafię podnieść na niego wzroku.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pani Gregory wróciła bezpiecznie do domu – obiecuje. – Ale jeśli będziemy musieli wybierać pomiędzy nią i byłą żoną Doriana a bezpieczeństwem naszej organizacji i jej członków, będziemy musieli je poświęcić. Jesteś na to gotowa, Izabel?
Gdy unoszę głowę i patrzę mu w oczy, po moim policzku spływa pojedyncza łza. Z oporem potakuję ruchem głowy, bo nie zdołałabym powiedzieć tego na głos.
To będzie dla mnie najtrudniejszy sprawdzian lojalności. Chciałabym tylko, żeby tak jak poprzedni test, ten również był przygotowany przez Victora. Wtedy mogłabym mieć pewność, że Dinie nic się nie stanie. Tym razem jednak jest inaczej. Czuję to. W głębi serca wiem, że teraz to wszystko dzieje się naprawdę, a Victor nie sprawuje nad tym żadnej kontroli. Nie mamy nikogo w szeregach wroga, tak jak kiedyś Niklasa, który w zeszłym roku współpracował z Willemem Stephensem w Albuquerque. Dina może umrzeć, a ja prawdopodobnie nie będę mogła tego powstrzymać.
Nie. Nie pozwolę jej zginąć. 



Książka dostępna w przedsprzedaży ---> https://www.idz.do/AW0Sr8




4 komentarze:

Dziękuję za odwiedziny. Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad, skomentujesz, zaobserwuhesz. A ja chętnie zajrzę do Ciebie :)